To był wyjątkowy rok dla kina. Rok 1978 dał kinematografii kilka arcydzieł, filmów wybitnych i setkę filmów bardzo dobrych. Jest Łowca jeleni, Niebiańskie dni, Halloween, Grease. Jest też Pluję na twój grób, Inwazja łowców ciał, Pijany mistrz… Co to był za rok! Było też w 1978 roku wiele filmowych perełek, tytułów mniej znanych, zapomnianych, które przy okazji wpisu ’Niedocenione’ warto wskazać. Zachęcam również do sięgnięcia do moich poprzednich wpisów z cyklu 'Niedocenione’ – rok 1988, 1977, 1997, 1987
Głównym bohaterem jest Max Dembo, w którego wcielił się Hoffman. Świeżak na warunkowym, który próbuje sobie jakoś ułożyć życie. Jak sam mówi, chce pracować, oddychać, zakochać się. Jednak obostrzenia dla byłego skazańca w związku z poszukiwaniem pracy są spore, a do tego dochodzi kurator (M. Emmet Walsh), służbista, przyjemniaczek na zewnątrz, ale de facto oślizgły typek, który dokręca śrubę próbującemu powrócić do życia w społeczeństwie Maxa. A łatwy pieniądz na ulicy, w bankach, czy u jubilera kusi…Zwolnienie warunkowe to szkic kilku postaw byłych skazańców i ich prób radzenia sobie w jak się okazuje niepasującej do nich rzeczywistości. Jest Willy (Gary Busey, który wystąpił tutaj z debiutującym na ekranie synkiem, Jakiem), który ucieka w narkotyki. Jest i Jerry (Harry Dean Stanton), który niby ma wszystko, ale nie czuje życia bez konkretnej dawki adrenaliny, którą dostarczały mu napady rabunkowe. Największą siłą jest scenariusz (jedną z osób pracujących przy skrypcie był Michael Man, który później inspirował się Maxem Dembo przy tworzeniu postaci Neila McCauley’a z Gorączki) i mam wrażenie, że ciężko było zepsuć taką historię. Ulu Grosbard, który przecież w takim kinie nie siedział, doskonale poczuł opowieść, antybohaterów, świat, który tak barwnie i doskonale musiał opisać na kartach swojej powieści Edward Bunker. To ciężki, przejmujący film o wolnym człowieku skazanym na więzienie.
Być może to dalekie porównanie, a tytuł Dotknięcie Meduzy oraz pojęcie filmu superbohaterskiego nigdy nie powinno się znaleźć w jednym zdaniu, no ale cóż… Pewne podobieństwa do Dotknięcia Meduzy, dostrzegam w kinie współczesnym w dwóch tytułach (odżegnując się tym samym od „klasycznych” hero-movie) – Chronicle (2012) oraz Unbreakable (2000). John Morlar (Richard Burton) to człowiek z darem, chociaż sam nazywa to skazą, czy nawet przekleństwem. Jak sam twierdzi, Bóg nie maczał w tym palców, a on sam jest raczej stworzeniem diabła. John potrafi wywoływać katastrofy odkąd pamięta. Od nagłej śmierci opiekunki, przez wypadek rodziców, pożar szkoły i śmierć nauczyciela oraz uczniów, aż po czasy, w których dzieje się akcja filmu i kolejne katastrofy. John nie może pogodzić się z tym, że jest przyczyną tak wielu nieszczęść. Nienawidzi stwórcy za to, że pozwala mu żyć i czynić zło.
Dotknięcie Meduzy jest budowane od podstaw jako kryminał z zagadką niedoszłej zbrodni. Po tajemniczym i brutalnym ataku, Morlar zapada w śpiączkę, a skierowany do sprawy komisarz Brunel (Lino Ventura) ma nie lada kłopot ze znalezieniem sprawcy. To co wyróżnia szczególnie opowieść to finał, a w zasadzie postawa komisarza. Ostatnie sceny to z jednej strony bardzo logiczne zachowanie człowieka, który chce powstrzymać rozpasane zło, z drugiej zaś strony jego postawa moralna stoi pod znakiem zapytania. Tym bardziej, że reprezentuje literę prawa. Dobry i ciekawie opowiedziany film z pełnym mroku Richardem Burtonem.
Może i druga część filmu o niemowlakach mutantach nie ma takiej siły jak pierwsza z 1974 roku, ale jednego nie można odmówić twórcy, fantazji. Larry Cohen bowiem nie odpuszcza, nie cofa się, a wręcz brnie do przodu ze swoją historią i poszerza uniwersum. Jako reżyser ma plan, który konsekwentnie tutaj realizuje. Po wydarzeniach z części pierwszej, świat zdaje się być uświadomiony, że dzieci mutanty się rodzą. Jednak współczesny widz może być trochę zbity z tropu zachowaniem wewnątrz filmowego świata Cohena, jakże innym od wszystkich teorii spiskowych uskutecznianych na przestrzeni dekad w kinematografii (CIA, tajne bazy, programy rządowe, w których niemowlaki mogłyby brać udział i stać się zbrojnym ramieniem swojego państwa). U Cohena sytuacja wygląda tak, że dziecko trzeba zabić tuż po porodzie. Matka, podejrzewana o taką ciążę pod ochroną zastępów policji jest eskortowana do szpitala, a policja ma rozkaz by strzelać, gdy tylko pojawi się nowo narodzona główka. Makabryczne i pokrętne? Owszem, ale jednocześnie intrygujące i niepokojące. Oto grupa pod wezwaniem Franka Daviesa z pierwszej części ma misję by ratować i „uczłowieczać” bobasy. Antyaborcyjna bojówka z naukowym zapleczem wyciąga spod policyjnych kul zakrwawione mutanty, przemyca je do ośrodka badawczego i próbuje pojednać z rodzicami. Karkołomne zadanie, które ostatecznie kończy się tragedią. Ponownie szkoda, że na wizje Cohena przeznaczono skromne środki, zabrakło też ponurego wydźwięku na linii ojciec, a syn. Te elementy, czyli relacje, zostały po prawdzie skopiowane, jednak film Cohena to nie byt wtórny, a pełnoprawna kontynuacja jednego z bardziej oryginalnych horrorów z lat 70.