Barry Jenkins, twórca Moonlight – kina seksualnego niepokoju, opowieści o skrupulatnie budowanej ochronnej skorupie i, według akademii filmowej, najlepszego filmu 2017 roku, zaskakuje swoim najnowszym If Beale street could talk. Prezentowany na Camerimage jako jeden z ostatnich smakował tak jakby był jointem skręconym przez Spike’a Lee na początku jego niepokornej filmowej drogi! Nie ustępuje mu w tematach, formie. Jenkins stosuje bardzo podobne rozwiązania, dodaje poetyckich wersów i takiej samej miejscami atmosfery jaka była w Moonlight, a reszta? To czysty Lee, ten najlepszy, najmocniejszy głos buntu niesiony wyraźnie obok filmowej fabuły.
If Beale street could talk to historia miłosna. Tish kocha Fonny’ego nad życie. Kocha mocno, ponad zdrowy rozsądek. To dwójka, która wywodzi się z Harlemu i tam zapewne młodzi chcieliby, by miłość kwitła dalej. Jednak nie dane im będzie rozkoszować się za długo wspólnym czasem, bo Fonny zostaje oskarżony o gwałt. Alibi ma chłopak nie do zdarcia, a i w samej sprawie widać grube nici już ze znacznej odległości, a jednak policja wie lepiej i zatrzymuje chłopaka. To moment, w którym rodzina musi być jeszcze silniejsza, miłość ma zburzyć kraty, a czas spędzony w więzieniu wypada tylko przełknąć myśląc o przyszłości. Tish i najbliżsi robią wszystko i jeszcze więcej, by dowieść niewinności Fonny’ego, a lata mijają…
Dopiero kilka dni po seansie zacząłem o If Beale street could talk myśleć inaczej niż bezpośrednio po napisach końcowych. Zacząłem się zastanawiać i nawet podejrzewać Jenkinsa o to, że jego film to historia przede wszystkim o Tish, i świecie z jej punktu widzenia. Wierzę w tę miłość, wierzę w to co widziałem na ekranie, ale też wiem czego nie widziałem. Najważniejsze jest to, że Jenkins ani razu nie decyduje się na zwrot akcji sensu stricte, nie decyduje się na rozwiązanie tajemnicy, której według wielu widzów zapewne nie ma! Przez cały seans jesteśmy otuleni uczuciem, które spowija parę kochanków, jest ciepło i pewnie, bo czujemy, że młodzi są w tym wszystkim razem. A jednak coś ich rozdzieliło i według mnie nie było to tylko „to” co z takim gniewem wybucha na kadrach Jenkinsa, segregacja, pełne nienawiści spojrzenia białych gliniarzy, podział klasowy. Tam jest coś jeszcze…
Barry Jenkins pisał scenariusz do If Beale street could talk niemal równocześnie z pracami przy skrypcie do Moonlight. If Beale street could talk jako love story z akcją osadzoną w latach 70. oparty jest na powieści Jamesa Baldwina pod tym samym tytułem i potrafi tak samo często wzruszyć, jak i wzburzyć widza. Największa w tym oczywiście zasługa samego reżysera, ale to nie tylko świetnie opowiedziana historia, ale również wspaniałe zdjęcia Jamesa Laxtona. Skomentujcie to jak chcecie, ale po pierwszych scenach, gdy Tish i Fonny nic nie mówią, a tylko spacerują, poczułem rozlewające się po ciele ciepło głównie za sprawą zdjęć Laxtona i idącej z nimi w parze muzyki Nicholasa Britella…
If Beale street could talk to kino miłosnych spojrzeń, naszych wyobrażeń, historia z opresyjnych czasów, obraz rodziny, która potrafi wznieść się ponad największe trudności.