Smarzowski pokazał ludzką naturę kościoła, bardzo grzeszną, ale ludzką. Niepotrzebne jest według niego, i zgodzić się z nim muszę, to ciągłe narzucanie klerykałom świątobliwych szat. Dla mnie Kler okazał się doskonałą odtrutką na obraz księdza, który gdzieś tam podskórnie we mnie tkwił. Pokazał go jako mężczyznę słabego, takiego jak większość z nas, tylko w sutannie, ogarniętego jednak w nauczaniu ewangelii, przygotowanego przez seminarium do uprawiania swojego zawodu, niestety również pozostawionego najczęściej samemu sobie z licznymi problemami, które każdy człowiek posiada. Kler to przemyślana, wyjątkowa próba przybliżenia figury księdza ludziom, sprowadzenie go z ambony w szeregi owiec, ściągnięcie go w końcu z tego stopnia, na który tak usilnie wciąga go kościół i próba zmiany czegoś u hierarchów, czegokolwiek. Patologii nie da się wyplenić, gdy na górze wciąż znajdują ci, którzy sprawy wyciszają. Co ważne, nie można wyciszać również tam gdzie jednak jest szansa, że ksiądz jest niewinny. Innymi słowy, należy się uczciwość i równe traktowanie wszystkich i wszystkiego. Jak zawsze. Wysoka ocena wynika z wielu aspektów – z samej realizacji i pomysłu, ale także tego, co kino jako medium powinno robić i w tym przypadku to robi. Opowiada o czymś ważnym, daje szansę komuś na wyjście z cienia, zmienia widza. Mnie trochę zmieniło.
MIEJSCE 8
Siedzący słoń to blisko czterogodzinny film – krzyk. Krzyk niemy, pod wodą, z którym nikt nie jest w stanie nic zrobić. Pierwszy i ostatni film Hu Bo, który odebrał sobie życie na chwilę po ukończeniu filmu, przedstawia relację z jednego dnia na chińskiej prowincji. Jest to jednocześnie pewna ilustracja międzyludzkich stosunków, których ujście, w tym przypadku, kończy się zawsze w bólu. Zaczyna się od głupiego wypadku w liceum, który rozkręca spiralę beznamiętnej przemocy. Ale nawet to tragiczne wydarzenie nie jest w stanie zmienić losu przedstawionych bohaterów, choć teoretycznie można przecież sądzić, że „wybuch” powinien do czegoś doprowadzić. Nie tutaj, nie na chińskiej prowincji. Nie jest to film, który wzrusza, sprawi, że zaczniesz łkać, nie wydobędzie skrajnych emocji, bo gniewu w nim nie ma. Przypomina mi to raczej pogrzeb bez rodziny (tylko z tobą, widzu), na którym nie może być ani jednej łzy, ani jednego krzyku. Wiesz, że nic już nie zmieni sytuacji nieboszczyka. Możemy tylko obejrzeć film i docenić to, co mamy. Tamtej sytuacji nie zmienisz. Nie oszukuj się. Pesymistyczny do końca, gdzie nawet słowa jednej z postaci, która jest już o krok od wyjazdu: „Trzeba rozważyć różne opcje” – brzmią jak pośmiertne wyznanie reżysera.
MIEJSCE 7