We Fly Creek zabitej dechami dziurze w stanie Georgia po srogiej burzy zostają zerwane linie wysokiego napięcia i przez grunt przechodzi potężna dawka prądu. Dżdżownice z okolicznej farmy dżdżownic robią się agresywne, wyłażą z ziemi, wylewają się na polany, domy, miasto, atakują ludzi. Są w stanie ogołocić delikwenta lepiej niż kwas z beczek Waltera White’a z serialu Breaking Bad. Spośród wszystkich horrorów z podgatunku „natural” to właśnie Squirm wydaje się być tym zapomnianym. Z pewnością nie należy mu się łatka dzieła „niedocenionego”, ale warto na niego zwrócić uwagę z kilku względów.
Podłoże fabularne już znacie. Wysyp dżdżownic zbiega się z przyjazdem chłopaka z miasta do dziewczyny ze wsi. Młodzi jako jedyni podnoszą rwetes, bo przecież odnaleziony przypadkiem szkielet sąsiada to jednak coś! Nie wierzy im rzecz jasna szeryf, który młodego chciałby najchętniej potraktować tak jak inny filmowy szeryf weterana Johna Rambo. Dżdżownic mało to wszystko obchodzi, robią swoje…
Zanim dojdzie jednak do prawdziwego marszu naszych milusińskich, trzeba odczekać godzinkę, którą debiutujący reżyser Jeff Lieberman (który pięć lat później nakręcił wyjątkowo smaczny survival horror Tuż przed świtem) poświęcił na rozbudowanie wątków obyczajowych i zaprezentowanie kilku postaci. Możliwe, że mały budżet wymusił trochę na Liebermanie skondensowanie akcji na finał, który na szczęście powinien smakoszy gatunku w pełni usatysfakcjonować. Wprawdzie morderczych aktów, których dopuszczają się dżdżownice jest kilka i robią spore wrażenie, ale chyba jeszcze większe robi masa oślizgłych stworzeń. W finale przez dom przepływa ich cała rzeka. Wyjątkowo udane trikowe zdjęcia są zmontowane razem z ujęciami makro. Nad make-upem ofiar pochylił się Rick Barter, zdobywca siedmiu Oscarów w tej kategorii i nominowany do kolejnych kilku. Jego prace możecie podziwiać między innymi w Amerykańskim wilkołaku w Londynie, Skowycie, Videodrome czy teledysku Michaela Jacksona Thriller (na koncie ma kilkadziesiąt produkcji).
To nie jest tylko ciekawostka, a natural-horror z krwi i kości. Być może leży od strony aktorstwa, scenariusz też nie należy do wyszukanych, ale w swojej kategorii to porządna rzecz. Pełno tu oślizgłych dżdżownic, a moment, gdy wchodzą pod skórę jednego z bohaterów zapewnił filmowi chwalebną kategorię R.
Czas trwania: 92 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Jeff Lieberman
Scenariusz: Jeff Lieberman
Obsada: Don Scardino, Patricia Pearcy, William Newman
Zdjęcia: Joseph Mangine
Muzyka: Robert Prince