Nie spodziewałem się, że Karyn Kusama uderzy w takie kino. Uderzy, bo przy takim tytule o słowie „wejdzie” nie może być mowy. Przypomnę, że reżyserka miała i potknięcia w postaci Æon Flux, Zabójczego ciała (chociaż podobno są fani tego ostatniego). Nakręciła niezłe Girl Fight (do odświeżenia), zaskoczyła świetnym Zaproszeniem. Każdy z tych przypadków to kino kontrolowane, zachowawcze, zamknięte na dalsze przeżywanie. Wymienione seanse kończą się, chwilę o nich rozmawiasz, wspominasz dłużej, ale nie przeżywasz. Przecież nawet Zaproszenie, które było zwodnicze w swoim podejściu do gatunku, dało masę radości. Było jednak opowieścią skończoną, z niezłym wybuchem, który przyniósł ulgę i bohaterom i widzom. Destroyer nie przynosi ulgi, wręcz przeciwnie…
Najnowszy film Kusamy to dramat policyjny o niszczycielskich skutkach złej decyzji. Decyzji, która przyszła z brakiem pokory i pewną nonszalancją. Błędem było to, że jako niedoświadczona jeszcze policjantka, Erin Bell razem z partnerem Chrisem (Sebastian Stan) pracowała pod przykrywką. We dwójkę rozpracowywali gang, który trudni się zbrojnymi napadami. To groźna wataha wilków z nieobliczalnym Silasem na czele (Toby Kebbell). Ale to nie bandyci są tu problemem, a pokusa, która zatruwa umysł Erin, przejmuje kontrolę nad jej ciałem i duszą.
Destroyer rozgrywa się dwutorowo. Po jednej stronie obserwujemy wydarzenia, gdy Erin z Chrisem infiltrowała ekipę, po drugiej wydarzenia aktualne, po 10 latach, z detektyw Erin, która jedną nogą jest już po „tamtej” stronie. Nicole Kidman to kameleon. Jej bohaterka to pełna animuszu policjantka kontra zniszczona jednym wydarzeniem kobieta, której destrukcyjna aura wpływa na całe otoczenie. Udało się Kidman zbliżyć do krawędzi, na której był w pewnym momencie Rustin Cohle (Matthew McConaughey w serialu True detective). Przez cały film przetacza się atmosfera, która udziela się i widzowi – jest źle i cholernie dołująco. Erin wydaje się nawet nie zmierzać ku powierzchni, ale resztką sił zabrać tyle zła ile zdoła, na samo dno, razem ze sobą. Skoro i tak spada, to może się jeszcze czemuś przysłuży? Dojmujący klimat rozpaczy Kusama osiągnęła nie tylko dzięki aktorskiej kreacji Kidman, ale również dzięki muzyce i zdjęciom. Ścieżka dźwiękowa autorstwa Theodore Shapiro (stały współpracownik reżyserki) działa nawet bez obrazu i w mig ustanawia tonację gatunkową. Brzmi jak dramatyczne łkanie i prośba o kulę w łeb. Nawet jeżeli słusznie zwrócicie uwagę na nieco rozedrganą, chaotyczną formę, to według mnie również i to działa na plus, bo taki jest świat Erin, nieuporządkowane bagno, które wciąga wszystko wokół głównej bohaterki – kolegów z pracy, byłych „znajomych”, córkę.
Destroyer to film bardzo bolesny, a świat jaki stworzono wokół bohaterki przypomina wyjałowione dusze bohaterów z The Rover Davida Michoda, a i cały Destroyer można przyrównać w gatunkowej barwie to kina Australijczyka, szczególnie do Animal Kingdom. Karyn Kusama dołączyła do swojej filmografii najbardziej ambitny projekt, najbardziej złożony, zmuszający do refleksji, a jednak taki, który wciąż mieści się w ramach policyjnego thrillera. Brawo.
Czas trwania: 120 min
Gatunek: dramat, thriller
Reżyseria: Karyn Kusama
Scenariusz: Phil Hay, Matt Manfredi
Obsada: Nicole Kidman, Toby Kebbell, Tatiana Maslany, Sebastian Stan, Scoot McNairy
Zdjęcia: Julie Kirkwood
Muzyka: Theodore Shapiro