Nie można mieć lepszych warunków do stworzenia złowrogiej atmosfery, niż te zagwarantowane przez scenarzystów Key Largo. Scenarzystów w osobach samego Johna Hustona i Richarda Brooksa. Adaptując na potrzeby filmu sztukę teatralną Maxwella Andersona mieli w ręku pewniaka. Chociaż zmiany względem oryginału były (sztuka Andersona wystawiana na Broadwayu w 1939 roku traktowała o dezerterze z hiszpańskiej wojny domowej. Broni rodziny prawdziwego wojennego bohatera i tym samym odkupuje swoje winy), niemniej szkielet pozostawiono i wypełniono po brzegi czarnym kryminałem.
U Hustona głównym bohaterem jest weteran II wojny światowej, Frank McCloud (Humprey Bogart). Za cel podróży ma tytułowe Key Largo, uroczą wysepkę w archipelagu Florida Keys. Normalnie przy dobrej pogodzie to miejsce popularne wśród turystów. Frank odwiedza rodzinę żołnierza, z którym służył, jego ojca i żonę. Przyjazd zbiega się z nadciągającym huraganem, a jedyny hotel, w którym Frank może znaleźć schronienie jest zajęty przez gangsterską ekipę pod przywództwem niesławnego Johnny’ego Rocco (Edward G. Robinson) . Teraz wszyscy będą musieli przeczekać kilka godzin pod jednym dachem, z pistoletami pod marynarkami, ze złowrogimi spojrzeniami, rozmowami na ostrzu noża.
Fantastyczne jest to, jak John Huston wykreował filmowe zagrożenie i skupił na kilku metrach tak wiele ludzkich charakterów. Całość prowadzi do fantastycznego finału, gdy widzowie do końca będą trwali w suspensie. Klasyka noir z fenomenalnym Bogartem i błyskotliwymi dialogami zahacza o coś więcej niż „rozgrywka” na poziomie spojrzeń, często jawnego zastraszania. To zmagania wokół każdej ludzkiej cechy. Po jednej stronie jest siła, pieniądze, władza, broń, po drugiej szlachetność, uczciwość, ale też okopowa przeszłość. Czy Frank będzie w stanie sprostać przeciwnikowi? Ledwo bowiem co wrócił z wojny, a teraz ponownie musi wejść w konfrontacje z wrogiem. Tym razem do walki zostanie zaprzęgnięta najpierw siła charakteru, zetrą się osobowości, a i drugi plan będzie miał niemały wpływ na wynik spotkania w hotelu Key Largo. Popis aktorski w tej potyczce daje i Bogart jako protagonista(ale nie jako czysty jak łza bohater) i Edward G. Robinson jako protagonista (najbardziej znany z roli Małego Cezara z filmu pod tym samym tytułem). Tą dwójkę oraz sprzymierzeńców każdej ze stron ogląda się z bezpiecznej pozycji widza, kibicując tym, którzy wydają się być na przegranej pozycji.
Kręcony w studiach Warner Bros (z wyjątkiem kilku panoram) kryminalny dramat stanowi idealny przykład jak kameralne kino potrafi dostarczyć emocji w momencie, gdy jest reżyserowane przez pewną rękę. John Huston prowadzi aktorów stanowczo i każda postać ma swój wyrazisty charakter, z czasem ujawniane są motywy, dowiadujemy się coraz więcej o każdym z nich. W pewnym momencie możemy podejrzewać kto skuli ogon, kto głośniej odpowie, ale do końca nie jesteśmy pewni czy Frank zerwie się do walki. Znamienne jest to, że nawet gdy rozgrywka staje się coraz bardziej nerwowa (jak i zachowanie bohaterów), wzbiera też na sile huragan, jakby nie był tylko tłem, a pełnoprawnym graczem na tej arenie i elementem, który znienacka może przeważyć szalę na jedną ze stron.
Zajmujący, gorzki w kilku przypadkach ilustracji ludzkiego losu (alkoholiczka, która podąża za gangsterami jest zmuszona w pewnym momencie do popisu wokalnego a capella), o sporej sile rażenia z perspektywy dalekiego planu i historii tam się rozgrywającej (Indianie, którzy szukają schronienia u „przyjaciół”). Key Largo wciąż potrafi zaskoczyć, bo oglądając go raz za razem można wychwycić coś nowego, skupić się na innej postaci, docenić drugi plan, zachwycić się po raz kolejny przemyślanym scenariuszem i raz jeszcze z niekłamaną przyjemnością obejrzeć finał.