Gareth Evans tak szybko zawiązuje wydarzenia w swoim filmie Apostoł, że miałem wrażenie, iż niechybnie czeka nas festiwal atrakcji niczym w jego serii The Raid. Myliłem się, bo Apostoł to głównie klimat. Klimat, który rzadko (choć siarczyście) daje dojść do głosu wspomnianej akcji.
Początek XX wieku. Oto Thomas (Dan Stevens) wybiera się na opatuloną kultem wyspę, na której mieszka sekciarska społeczność skupiona wokół swojego proroka. Thomas ma jasno określony cel, chce wyrwać ze szponów wyznawców swoją siostrę.
Bardzo dobrze, że Gareth Evans się rozwija. Rozwija swój autorski język, próbuje sił z nowymi opowieściami. Nie zapomina jednocześnie, że najlepiej wychodzi mu krwawe kino gatunkowe, którego znakiem rozpoznawczym jest intensywna akcja i kreatywność w prowadzeniu tejże akcji. Po doskonałej dylogii The Raid, która znalazła się na szczytach personalnych list przebojów fanów kina kopanego, Evans zaskoczył swoich widzów, w tym i mnie. Nie do końca pozytywnie, bo przyznam, że zapowiedzi Apostoła troszkę oszukują.
Najważniejsza dla Evansa zdaje się być tym razem właśnie opowieść, zbudowanie atmosfery, a przemoc i brutalność, która towarzyszy jego twórczemu emploi, jest i owszem, ale stanowi tutaj tylko kilka procent seansu. W gruncie rzeczy można było podejrzewać, że tak właśnie będzie, bo przecież z Dana Stevensa żaden fajter i już to było zastanawiające mając na uwadze zwiastuny Apostoła.



Czas trwania: 130 min
Gatunek: akcja, horror
Reżyseria: Gareth Evans
Scenariusz: Gareth Evans
Obsada: Dan Stevens, Kristine Froseth, Michael Sheen, Bill Milner, Mark Lewis Jones
Muzyka: Aria Prayogi, Fajar Yuskemal
Zdjęcia: Matt Flannery