Greg McLean wspaniale sprostał oczekiwaniom fanów kręcąc kontynuację swojego Wolf Creek. Osiem lat po części pierwszej powraca postać Micka Taylora, rzeźnika z australijskiego outbacku, który misję i motywy swojego działania ma nad wyraz jasne i przejrzyste (oprócz swojej psychopatycznej natury). Ktoś przecież musi bronić australijskiej ziemi przed turystami, chronić dziedzictwo, ratować kulturę i tępić tych niedouczonych, wkurzających, kręcących się tu i ówdzie Niemców, Francuzów czy najgorszych ze wszystkich Brytyjczyków.
Ale Greg McLean nie poszedł na łatwiznę i zamiast tylko dać więcej, mocniej, głośniej, zmienił przede wszystkim tonację. To wciąż horror, torture-porn i dziki Mick Taylor (szarżujący na maksa John Jarratt), ale tym razem ze sporą dawką czarnego humoru. Już początek upewnia nas, że McLean nie tyle spuścił z tonu, co starał się zrobić trochę miejsca dla tych, którzy cenią sobie ponury, wisielczy dowcip. A ten wylewa się od pierwszych scen, gdy gliniarze próbują zabić jakoś czas i zatrzymują do kontroli furgonetkę Taylora. Och, marny ich los!
Wolf Creek 2 to nieustające zwroty akcji, dzika przemoc i hołd dla starego ozploitation jeszcze bardziej wymowny niż w części pierwszej. Tak jak w 2005 roku niepewny był finał i to, kto się w finale zetrze z antagonistą, tak tu nie do końca wiadomo, kto jest głównym bohaterem. Krwawym sercem tej opowieści jest oczywiście Mick Taylor. Nieobliczalny rzeźnik, szalejący, torturujący, mordujący staje w centrum wydarzeń, w ciągłej gonitwie za kolejnymi ofiarami. Ściga i zabija, bo chciałby oczyścić antypody z najeźdźców, wytępić, ukarać za to, że pchają się tutaj i zwiedzają.
Arena zmagań, czyli australijski outback jest w drugiej odsłonie przedstawiony jako kraina, w której najsilniejsi czują się bezkarni. Zresztą McLean udowadnia to w pierwszej scenie kreśląc założenia obowiązujących (chociaż niepisanych) praw w tym uniwersum. Wolf Creek 2 poddaje się konwencji horroru, ale jest przy tym bardzo zuchwały, jak dzieciak, który co rusz sięga po inną zabawkę. Nie przeszkadza mi to zupełnie, wręcz życzyłbym sobie tego w ozploicie idealnym, takim jak ten. Jest wyrywnie, cały czas zbacza z trasy, na dokładkę ostro i groteskowo.