Patrick deWitt, rocznik 1975, pracował jako robotnik, urzędnik, barman. Swoją pierwszą powieść Ablutions wydał w 2009 roku w wieku 34 lat, a kolejną, Bracia Sisters dwa lata później. Kanadyjczyk z pochodzenia, wybrał western i czasy gorączki złota, by przedstawić nam losy dwójki mało (na pozór) sympatycznych bohaterów. Bracia Eli i Charlie Sisters to mordercy do wynajęcia pracujący na stałej pensji u niejakiego Komandora. Muszą znaleźć pewnego człowieka w Kalifornii i rzecz jasna zakończyć sprawę tak jak wymaga tego od nich ich zła sława.
„Co jest ze mną nie tak, że bawią mnie takie rzeczy” – pyta przy okazji kolejnego makabrycznego wydarzenia Eli Sisters i być może sam autor wypełniając swoją powieść ponurymi, ale też w gruncie rzeczy zabawnymi sytuacjami. Ten western i jego czarny humor oraz zachowanie drugoplanowych łatwo tłumaczyć gorączką złota. A ta jest jak stan umysłu, choroba, która trawi aż do osiągnięcia takiego poziomu szaleństwa, po którym nie pozostaje nic innego jak powiesić się, strzelić sobie w łeb, skoczyć ze skarpy. Wszystkiemu towarzyszy śmierć, która dławi się własnym śmiechem obserwując wydarzenia z wygodnej perspektywy i relaksując się przy tym niezmiernie. Takie jest tło wydarzeń i taki jest świat, w którym żyją i który przemierzają bracia Sisters. Mało tu optymizmu (jeżeli już, to w planach i marzeniach, które ma każdy, chociaż nie ma szans ich spełnić) i mało nadziei. Bracia Sisters to historia o dwójce mężczyzn, braci o wybuchowej naturze różniących się od siebie znacznie, ale wykonujących tą samą pracę. W kolejne kłopoty na drodze do Kalifornii bracia wpadają albo przez nieokiełznany temperament Charliego, albo naiwny romantyzm Eliego. Jako powieść z mocnym charakterem, barwnym językiem i wypełniona dialogami, które autentycznie zsyłają uśmiech (wciąż ponury) na twarz czytelnika, Braci Sisters trzeba uznać przede wszystkim za powieść barwną.
Jej główni bohaterowie, którzy w zasadzie nazwani powinni być antybohaterami, bardzo szybko zyskali sobie moją sympatię. To wszak zabójcy z nazwiskiem, po wybrzmieniu którego w knajpach miękną nogi zebranym przy whisky, a jednak jest w tej dwójce jakiś magnetyzm. Ich bezpretensjonalność, bezkompromisowość, ucieczka w złość i szybki z niej powrót, niekiedy podejrzana łagodność stanowi o ich niejednoznacznych charakterach. Eli, narrator tej historii, wciąż próbuje lustrować brata, przejrzeć jego wypełniony mrokiem umysł, sam zaś stanowi łagodniejszą stronę tego duetu. Jako klasyczny western z czasem i miejscem ku temu, nierzadko wychyla się w stronę groteski, absurdu, co najmniej czarnej komedii, w której sytuacje są tak samo makabryczne jak ostatecznie zawieszone w złowrogim chichocie.
To proza bez mała zajmująca, śmieszno-smutna historia z bohaterami, nad losami których pochyliło się już Hollywood, a których przygody z pewnością mogłyby się znaleźć w kinie firmowanym nazwiskiem Tarantino czy braci Coen. Są więc Bracia Sisters pełni przemocy, zanurzeni w gęstym wywarze przygotowanym przez niepospolity romantyzm, ale i fatalizm kolejnych napotkanych postaci.