Przełączając telewizyjne kanały bardzo łatwo pominąć Boba i jego drzewa. Napiszę więcej. Przelatując raz za razem przez wszystkie 300 kanałów, wielce prawdopodobne, że u Boba będzie to samo – drzewa na ekranie. To slow cinema prosto z festiwali kina niezależnego, na których akurat nadają przegląd filmów o samotności.
Bob jest drwalem z Massachusettes. Źle zainwestował w ziemię, koszty rosną, zaraz do drzwi zapukają wierzyciele. Ale Bob wcale nie myśli dzielić się swoimi problemami z najbliższymi. Dusi więc w sobie przykrości, z pięćdziesiątką na karku, wciąż zasłuchany w gangsta rapie, wolne chwile spędza na oglądaniu golfowych turniejów. Bob marnieje.
To nie jest film tylko o tym, że warto rozmawiać i że rodzina ostatecznie może służyć za oparcie. W filmie Bob i jego drzewa chodzi o akceptację problemów i o to, że nawet te najgorsze być może wydają nam się przesadzone. W przypadku takiej profesji jak drwal, a to jest niezwykle istotne dla interpretacji, chodzi o stałość pewnej natury rzeczy, tutaj przyrody. Nawet jeżeli Bob problemy ma, a ma, to wystarczy je przeczekać, bo drzewa również na niego poczekają.
Co wyróżnia ten film na tle całej masy poematów o rozpadzie jednostki przytłoczonej narastającymi problemami? Bob gra samego siebie, tak jak i reszta obsady. Summa summarum więc nie gra, bo jest tym samym drwalem w filmie, co poza filmowym planem. Jego żona jest żoną, syn synem, sąsiedzi i przyjaciele również odgrywają swoje życiowe role. Życie uchwycone na filmowej taśmie nie jest jednak przedstawione w formie dokumentalnej, a w pełnej dramatycznej pełnometrażowej fabule. Sprawdza się więc założenie, że najlepiej wypadają naturszczycy w swoim prawdziwym położeniu i przy codziennych zajęciach.
Nieporywający, ale szczery. Spokojny, z miarowo wybijanym rytmem. Bob i jego drzewa to naturalny i ciekawy dramat o przełykaniu porażek i dumie.
Czas trwania: 91 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Diego Ongaro
Scenariusz: Courtney Maum, Diego Ongaro, Sasha Statman-Weil
Obsada: Bob Tarasuk
Zdjęcia: Chris Teague, Daniel Vecchione
Muzyka: Brian McBride