Nie jest to typowa autobiografia, a przynajmniej nie taka, jakiej się spodziewałem. Świat stale się zmienia to wyciągane z pamięci Nicolasa Roega wspomnienia zamknięte w kilku rozdziałach. Są więc początki, obraz, reżyseria, kilka rozdziałów z zakresu kinematografii, a kończy się osobistym disjecta membra.
Nicolas Roeg już na wstępie wyjaśnia czym dla niego jest ta publikacja. To zapiski człowieka, który kino kocha miłością niezmienną od początku. Od pierwszych seansów, na które zabierała go siostra, aż po dzień dzisiejszy. Według autora świat się zmienia, owszem, ale miłość do kina u angielskiego filmowca jest stała. Jako twórca miał to szczęście, że uczestniczył praktycznie od początku w tworzeniu (od zaplecza) filmowej historii. Przeszedł każdy etap dotyczący zmian w procesach twórczych w branży, jak i zaliczył sporo przystanków w swojej osobistej karierze, od pomagiera na planie filmowym, aż do stanowiska reżysera. Wspomina więc płynne przejście z kina niemego do dźwiękowego, z obrazu czarno białego na kolorowy. Wyjaśnia za każdym razem, jak kolejne rewolucyjne zmiany, ale i te mniejsze, wpływały na niego, jak reagowali widzowie, koledzy. Autor, przy okazji wyciągania z pamięci kolejnych anegdot dotyczących filmowego środowiska, nie stosuje przy tym żadnej chronologii. Wspomnienia pojawiają się raczej spontanicznie i oddają żywy charakter książki.
Dwie rzeczy uderzają przy lekturze. Pierwsza to obraz reżysera wciąż zafascynowanego kinematografią, rzeczami, które minęły, ale rownież tymi, które być może nadejdą jeszcze za jego życia. Nicolas Roeg (rocznik 1928) z taką samą pasją pisze o możliwościach 3D, jak i kameralnych środkach formalnych. Najważniejsza jest dla niego prawda, którą próbuje wyciągnąć z każdego ujęcia, spojrzenia, słowa. Drugą rzeczą, która troszkę mnie nawet zaskoczyła (bardzo pozytywnie), jest zmiana tonu przy ostatnich rozdziałach. To koniec opowieści, moment, w którym Nicolas Roeg nie jest już tylko autorem, personą znaną z imienia i nazwiska, twórczości, a człowiekiem, który otworzył się tak, jak otwierasz się podczas rozmowy z przyjacielem. Kino, chociaż wciąż obecne do ostatniej strony, oddało trochę miejsca dla bardzo osobistych spostrzeżeń, zarysowania światopoglądu. Jako autobiografia, tytuł tylko na tym zyskał, ponieważ w specyficznej aurze, nieco kontemplacyjnej atmosferze dotarłem do końca autorskiego wieczorku, na którym zostali, mam wrażenie, tylko najbliżsi