Spodziewałem się, że Człowiek, który zabił Don Kichota przypadnie mi do gustu, chociaż jednocześnie rozumiem liczne głosy rozczarowania. Ten film nie ma szans sam się obronić. Trzeba mu przyjść z pomocą i wyjaśnić potencjalnemu widzowi z jakim osobistym utworem reżysera ma do czynienia. Ba! Wręcz wyznaniem. Napisać, że Don Kichot Terry’ego Gilliama jest małą, prywatną wojenką (z jedną dramatycznie przegraną potyczką i kolejnymi w toku), to zbyt mało. Człowiek, który zabił Don Kichota rzeczywiście jest pisany sercem, ale tętno tego filmu najlepiej wyczuwalne będzie dla fanów Gilliama.
Filmowa fabuła to trochę jak zapiski z produkcji, gdzie miejsce alter ego reżysera zajął bezbłędny, jak zawsze, Adam Driver (filmowy Toby), który gra tutaj uznanego filmowca, reżysera, wizjonera. Kręci film na podstawie powieści Miguela de Cervantesa i utknął. Utknął bardziej w swojej twórczej niemocy niż w problemach z produkcją, bo ta przecież idzie pełną parą, jak dobrze naoliwiona hollywoodzka maszyna. Na planie dzieje się dużo, właśnie kręcą szarżę na wiatraki, w tle cierpliwie czekają azjatyccy udziałowcy, za kulisami odbywają się małe przepychanki, reżyser jest wyraźnie zmęczony. Chciałby już uciec z planu, zapomnieć, przyznaje, że pomysł kręcenia w Hiszpanii był błędem, bo przecież kosztów i kolejnych kłopotów tu co nie miara. Stoi na pewnym rozdrożu, bo w jego kreatywność wierzą wszyscy, ale on sam już dawno przysypał ją specjalnymi efektami i całą rzeszą pomagierów na filmowym planie. Jedyną szansę na odnalezienie pasji widzi w dezercji, choćby na chwilę. Nadarza się ku temu świetna okazja, bo Toby kręcił dekadę wcześniej, nieopodal swój debiut, niezależny obraz, nomen omen również Don Kichota. Wtedy był maverickiem, kręcił z pasją i przyjaciółmi, kręcił życie, które toczyło się w wiosce z prawdziwymi ludźmi. Dziesięć lat wcześniej znalazł idealnego Don Kichota, lokalnego szewca, który zgodził się zostać na chwilę aktorem. Znalazł idealną Dulcyneę, idealnego Sancho Pansę. Rola jak się okazuje odcisnęła na szewcu piętno, a cała ta mała i niezależna produkcja pozostawiła z bliznami wiele osób. Zmieniła życiorysy, ludzi, a Toby, który powrócił jako celebryta będzie musiał zmierzyć się z historią.
To trudny w odbiorze film, bo mamy tu do czynienia z Gilliamowską manierą, gdzie twórca miesza fikcję z fantazją, przeplata przeszłość z teraźniejszością, opowiada o rzeczach ważnych i konfrontuje je z Monthy Pythonowskim sznytem, że „zdarzyć się może wszystko”. Jednak przede wszystkim o tym filmie przyjemniej się opowiada niż go ogląda. Potrafi być bowiem męczący w odbiorze, ale zrozumienie intencji przychodzi wnet po seansie. Terry Gilliam chciał tu za dużo i zrobiło się za ciasno, ale ja, jak wspomniałem, postanowiłem być dla Don Kichota wyrozumiały. Klarowne jest całe przesłanie i kilka spraw, które Gilliam przy okazji filmu załatwił. Jasna jest więc, chociaż szyta grubymi nićmi, krytyka przemysłu filmowego. Dotykając natomiast problemu wypalenia zawodowego daje Gilliam kilka rad. Warto się cofnąć, wrócić do korzeni, zderzyć się z przeszłością, być może zostawiłeś za sobą kilka nierozwiązanych spraw i te, gdzieś podskórnie, towarzyszą ci po dzień dzisiejszy? I widocznie coś leżało na sercu twórcy takich filmów jak Fisher King, Brazil, 12 małp, że Don Kichot w końcu powstał. Nie jest to tylko walka z wiatrakami, a realne kruszenie kopi na linii artysta a rzeczywistość, gdzie podczas dwóch godzin obserwujemy z czym musiał się mierzyć Terry Gilliam w swojej twórczej karierze i ile razy musiał być bliski popadnięciu w obłęd. Najlepszy jest Don Kichot, gdy Gilliam opowiada lirycznie, jako niepoprawny romantyk popada w melancholijny ton, skupia się na jednym spojrzeniu, odrzuca groteskę i zapomina o satyrze.
Warto być w tym jedynym przypadku łagodnym dla artysty i filmu, a sam obraz potraktować po części jako autobiograficzny.
Czas trwania: 132 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Terry Gilliam
Scenariusz: Terry Gilliam, Tony Grisoni
Obsada: Adam Driver, Jonathan Pryce, Stellan Skarsgård, Olga Kurylenko, Joana Ribeiro
Zdjęcia: Nicola Pecorini
Muzyka: Roque Baños