Ta historia wydarzyła się naprawdę, a została zaczerpnięta z autobiograficznej książki Williama Moora A Prayer Before Dawn: My Nightmare in Thailand’s Prisons. Bezsprzecznie trafić tam musiał. Trochę boksował za pieniądze, trochę handlował narkotykami, dużo ich zażywał. Żył w zamkniętym kręgu, więc zatrzymanie, wyrok i osadzenie było kwestią czasu. A skończył naprawdę źle. Fakt, że był zadziorem i fajterem w niczym mu nie pomogło, bo tajlandzkie więzienie do najłatwiejszych nie należy. I nie chodzi tu o szczególny rygor służb municypalnych, a o specyfikę samego więzienia. A Prayer Before Dawn jest gęsty od przemocy, brutalny i dosadny.
Wydawało mi się, że znam już wszystkie zachowania z więziennych dramatów, mam swoją wyobraźnię, a jednak A Prayer Before Dawn nie raz mnie ruszył. Chociaż twórcy nie pokazali niczego nowego, to sposób w jaki to zrobili był bardzo doskwierający i nieprzyjemny.
To nie jest stricte kino bokserskie (lub gwoli ścisłości traktujące o Muay Thai), więc skuszeni kilkoma wstawkami walk mogą się poczuć rozczarowani. To głównie historia o beznadziejnym przypadku chłopaka, który na własne życzenie trafił do więzienia. Ciekawe jest to, że pośrednio trafił tam dzięki swoim bokserskim umiejętnościom, a przetrwać tam rzecz jasna może tylko dzięki nim. Walkę prowadzi bohater nie tylko na ringu, lecz głównie z wszystkim wokół niego, samotnością, uzależnieniem.
Kino Jean-Stéphane Sauvaire’a opowiadane jest przede wszystkim zdjęciami Davida Ungaro i jako filmowy obraz wypada bardzo bezkompromisowo i ostro. Reżyser prowadzi swoją opowieść bardzo spokojnie i tytuł z pewnością nie zyska uznania u widza niecierpliwego. Co ciekawe, mimo tego leniwego tempa, uznaję to wyjątkowe dzieło za rzecz bardzo intensywną! Jest taki przez ciężar gatunkowego dramatu, bo stanowi przecież sugestywną relację z czasu spędzonego w piekle i z próby wyrwania się z niego.
Wrażenie robi cała realizacja. Wydaje się wręcz, że aktor Joe Cole (rozkładający na łopatki swoją aktorską kreacją) został zamknięty w jednym z takich zakładów tylko z operatorem, a reszta to prawdziwi osadzeni – i poniekąd tak właśnie było! Kręcony w Nakhon Pathom Prison w Tajlandii z planem filmowym wypełnionym byłymi skazańcami A Prayer Before Dawn jest dziełem szczególnym. Ja napiszę, że to kino bardzo stężone i stresujące widza, ale głównie za sprawą emocji jakie ze sobą niesie, nigdy jeżeli chodzi o intensyfikację akcji. Tej, stricte gwałtownej, niekiedy ringowej, jest bardzo mało. Tu chodzi głównie o napięcie, które towarzyszy każdej sekundzie spędzonej w przepełnionych celach, napięcie związane z izolacją, brakiem łączności ze światem zewnętrznym, wyobcowaniem w związku z barierą językową. Czuć strach, brak nadziei i totalną bezradność. A Prayer Before Dawn z marszu staje w czołówce więziennych dramatów naszpikowanych agresją, przemocą, która bije z każdego spojrzenia. Polecam.
Czas trwania: 116 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Jean-Stéphane Sauvaire
Scenariusz: Jonathan Hirschbein, Nick Saltrese
Obsada: Joe Cole, Vithaya Pansringarm
Muzyka: Nicolas Becker
Zdjęcia: David Ungaro