Umiera najstarsza z rodu, matka i babcia. Z mowy pogrzebowej, którą wygłasza córka Annie (Toni Collette) dowiadujemy się, że zmarła nie była łatwym w obejściu człowiekiem. No, ale miłość córki do matki podobno istniała i trzeba wierzyć w te zapewnienia. Jednak pogrzeb nie tylko nie zamyka, ale i otwiera kolejny rozdział. Dziedzictwo już z definicji słowa zapowiada rzecz, która przechodzi na następne pokolenie, a okazuje się, że po szanownej babci wiele dziedziczyć można. W niedługim czasie Annie z synem i córką oraz mężem stanie na froncie walki z nadprzyrodzonymi mocami, które tuż po stypie rozgrzewają się do tańca.
Wstałbym i bił brawo na każdym festiwalu, na którym mógłbym zobaczyć Dziedzictwo, fantastyczny debiut Ari Astera, który to na światowej filmowej mapie zapisał się do tej pory kilkoma krótkometrażówkami. A jednak dałem się trochę nabrać, bo oczekując horroru, po którym jak sądziłem z trwogi nie wyjdę z domu przez dobry tydzień, dostałem coś zupełnie innego. Dla mnie film Astera to przede wszystkim totalny, obłąkany freak show. Najchętniej porównałbym początek twórczej drogi amerykańskiego filmowca do pewnego etapu w azjatyckim horrorze (vide Seeding a ghost z 1983 roku w reżyserii Chuana Yanga), gdzie jest strasznie, krwawo, ale też zabawnie. Natomiast elementów (a już na pewno pomysłów), które wychylają się zza kolejnych zakrętów jest tyle, że można by nimi obdzielić kilka tytułów. Jestem pełen uznania dla samego reżysera, że przekonał do swojej szalonej wizji producentów, studio, a idąc dalej Toni Collette – odtwórczynię głównej roli, dla której ten gatunek jest czymś nowym w wypracowanym przez nią emploi. Aktorka pokazała się od strony, której pewnie widzowie się nie spodziewali. Jej postać jest przerażająca, obłąkana, ale potrafi też być całkowicie normalna.
Dziedzictwo. Hereditary gatunkowo i formalnie to kinowa frajda, chociaż wypada być cierpliwym. Zresztą cały nowoczesny horror, który chciałby być nazwany ambitnym, nie oferuje łatwych rozwiązań. I chociaż wszystkie przyprawy w tej potrawie smakują jakoś znajomo, to w połączeniu oryginalnie i pikantnie. Każdy bowiem z twórców, którego tytuły łapią się na „modern horror”, zarówno Ari Aster, jak i Robert Eggers od The Witch, Jordan Peele (Get Out), Drew Goddard (The Cabin in the Woods), David Robert Mitchell (It Follows), Bryan Bertino (The Strangers), Jennifer Kent (The Babadook) i jeszcze kilku (-nastu) wychowali się na tym samym nosząc głębiej w sercu ten, czy tamten staromodny straszak z ubiegłego wieku. Nietrudno zatem widzom, którzy swoje widzieli, wyłapać inspiracje, ale to naturalna kolej rzeczy w procesie twórczym (w przypadku Ari Astera musiał to być Roman Polański). Ważniejsze od inspiracji jest kreatywność i tona frajdy jaką niesie za sobą Dziedzictwo. To najlepszy kinematograficzny wybryk, zabawny, szurnięty, ale i fantastycznie napisany, z reżyserem, który z fantazją opowiada i strasznie i ironicznie, zawsze zajmująco i odważnie.
Czas trwania: 127 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Ari Aster
Scenariusz: Ari Aster
Obsada: Gabriel Byrne, Toni Collette, Milly Shapiro, Alex Wolff
Zdjęcia: Pawel Pogorzelski
Muzyka: Colin Stetson