Zmarły w 2005 roku Edward Heward Bunker był kryminalistą, ale również pisarzem, scenarzystą, aktorem. Na świat przyszedł w sylwestra 1933 roku, a już 17 lat później był najmłodszym osadzonym w więzieniu w San Quentin. Jako recydywista był na przemian zwalniany i wtrącany do więzienia. Gdy w ręce wpadła mu maszyna do pisania, połknął bakcyla. Prawa do napisanej w 1973 roku powieści No Beast So Fierce zakupił Dustin Hoffman.
Nietrudno się domyślić, że Zwolnienie warunkowe nakręcone na podstawie wspomnianej powieści Bunkera (Kolejne powieści pisarza przeniesione na duży ekran to Animal Factory i recenzowany już tutaj Dog eat Dog) jest w dużej mierze oparte o elementy autobiograficzne autora. Wyreżyserowany przez urodzonego w Antwerpii Ulu Grosbarda, z którym Hoffman współpracował przy Kim jest Harry Kellerman i dlaczego wygaduje o mnie te okropne rzeczy? w 1971 roku, to film pełen goryczy, smutku i żalu. Głównym bohaterem jest Max Dembo, w którego wcielił się Hoffman. Świeżak na warunkowym, który próbuje sobie jakoś ułożyć życie. Jak sam mówi, chce pracować, oddychać, zakochać się. Jednak obostrzenia dla byłego skazańca w związku z poszukiwaniem pracy są spore, a do tego dochodzi kurator (M. Emmet Walsh), służbista, przyjemniaczek na zewnątrz, ale de facto oślizgły typek, który dokręca śrubę próbującemu powrócić do życia w społeczeństwie Maxa. A łatwy pieniądz na ulicy, w bankach, czy u jubilera kusi…
Filmowi twórcy, a przede wszystkim Bunker jako autor książki są nad wyraz uczciwy przy przedstawieniu problemu W rzeczy samej najbardziej obrywa nieczuły system, który przecież zwalnia warunkowo człowieka, a tym samym powinien zapewnić mu nowy start. Według Bunkera tak nie jest. Z drugiej strony autorzy zastanawiają się nad nieuchronnością losu, a sam główny bohater zaczyna chyba wierzyć w przypisaną przez stwórcę rolę. Rodzisz się bankierem, lekarzem, nauczycielem, a Max urodził się kryminalistą. Współczułem Dembo sytuacji, ale też byłem w stanie uwierzyć w historie kompanów, którzy usychają na wolności z braku akcji. Najgorsze jest jednak w opowieści to, że dostaje się osobom postronnym – i zakochanej po uszy w bohaterze młodej pracownicy pośredniaka (świetna, młodziutka Theresa Russell, dla której Zwolnienie warunkowe był drugim filmem w karierze) i starym przyjaciołom Maxa. System więc nawala na całej linii, bo przez obojętność wobec jednostki naraża kolejne.
Hoffmanowi udało się stworzyć wyjątkową rolę człowieka przypartego do muru przez szereg nieciekawych okoliczności. Wcale nie miał noża na gardle, a jednak czuć jaką Max prowadzi walkę ze sobą, by nie dać się ponieść emocjom. Zwolnienie warunkowe to również szkic kilku postaw byłych skazańców i ich prób radzenia sobie w jak się okazuje niepasującej do nich rzeczywistości. Jest Willy (Gary Busey, który wystąpił tutaj z debiutującym na ekranie synkiem, Jakiem), który ucieka w narkotyki. Jest i Jerry (Harry Dean Stanton), który niby ma wszystko, ale nie czuje życia bez konkretnej dawki adrenaliny, którą dostarczały mu napady rabunkowe.
Największą siłą jest scenariusz (jedną z osób pracujących przy skrypcie był Michael Man, który później inspirował się Maxem Dembo przy tworzeniu postaci Neila McCauley’a z Gorączki) i mam wrażenie, że ciężko było zepsuć taką historię. Ulu Grosbard, który przecież w takim kinie nie siedział, doskonale poczuł opowieść, antybohaterów, świat, który tak barwnie i doskonale musiał opisać na kartach swojej powieści Edward Bunker. To ciężki, przejmujący film o wolnym człowieku skazanym na więzienie.