Z pewnością Revenge chciałby być trochę jak Gość, B-klasowe złoto z 2014 roku w reżyserii Adama Wingarda (recenzja). W obu gatunkowość łączy się na podobnym poziomie formalnym i zdaje się jednocześnie, że Revenge i Gość mocno nadrabiają jako seanse festiwalowe. Sama główna bohaterka z Revenge wyjątkowo mocno trafia w serce widza, bo jest w rzeczy samej dziewczyną z 'bad-ass revenge movie’.
Oddalona od ludzkich skupisk posiadłość położna pośród niczego, z okalającymi ją skalistymi wzgórzami i pustyniami (trzeba dolecieć helikopterem) to dom schadzek zamożnego mężczyzny. Raz na jakiś czas spotyka się tam z kumplami, polują i wracają do szczęśliwych żon i stęsknionych dzieci. Może tu bez skrępowania co jakiś czas skoczyć sobie w bok, dzisiaj z wyjątkową, śliczną, seksowną w każdym calu Jen (Matilda Anna Ingrid Lutz).
Chłopaki sobie popili, jeden opacznie zrozumiał sygnały i zaatakował dziewczynę. Ślady trzeba było zatrzeć, doszło do incydentu i dziewczyna spadła w przepaść. Męskie trio myślało, że sprawa załatwiona, jednak Jen nie wybrała się truchtem w kierunku światła w tunelu, ba! zawróciła w połowie drogi i wróciła do gry jako żądna zemsty wojowniczka.
Z jednej strony nie ma Revenge nic więcej do zaoferowania niż to, co zobaczycie w zwiastunie. Żadnych niespodzianek, hybryd, niczego… Niczego ponad szczerą, twardą walkę o przetrwanie w konwencji eksploatacji napędzanej doskonałym wykonaniem poszczególnych elementów. Pierwsze co się rzuca w oczy to zdjęcia belgijskiego operatora Robrechta Heyvaerta. Świetne wrażenie robią doskonale skomponowane kadry z urokliwą posiadłością jako centrum wydarzeń, ale i tereny wokół. Heyvaert wie również jak sfotografować Jen, aby ta, na przekór temu co przeszła, wciąż wyglądała apetycznie. Akcja okraszona jest wkręcającym się konsekwentnie, chociaż powściągliwym synth-wavem kompozytora Robina Couderta. Najważniejsze jest tu filmowe tło i silny przekaz od francuskiej reżyserki Coralie Fargeat, dla której Revenge jest pełnometrażowym debiutem. To bezkompromisowy obraz delikatnej dziewczyny, która stanie się heroiną, gdy zaistnieją wyjątkowe okoliczności. Kwestia jednego z oprawców, który z wyrzutem stwierdza: „Kobiety zawsze muszą walczyć”, jest tu sygnałem, mam nadzieję, przyszłej twórczej drogi Coralie Fargeat. Męski pierwiastek i samcze postrzeganie rzeczywistości wypełnia (do czasu) filmowe spektrum, a Jen stanowi siłę, która rozsadza w gniewie ten świński i lubieżny kocioł wypełniony przeświadczeniem, że skoro tak wygląda, „to sama się o to prosi”.
Twórcy wiedzieli jak wykorzystać skromny budżet, mieli doskonałych specjalistów od charakteryzacji i efektów, świetną aktorkę, która udźwignęła rolę opierającą się bądź co bądź w głównej mierze na fizyczności. Revenge to świetne, brutalne kino z nieco odrealnioną story (kilka scen mogłoby być lepiej zaplanowanych), które w pewnym momencie nabiera konkretnego rozpędu, kończąc jak najlepsza B-klasowa masakra. Zasłużyli na to!