Daniel LaRusso (Ralph Macchio) przeprowadza się z matką na zachodnie wybrzeże. Miał być basen, miało być fantastycznie, a jest tak, że są ciągłe kłopoty. Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Daniel dość szybko odnajduje się w nowej rzeczywistości, zaprzyjaźnia z kilkoma rówieśnikami, poznaje dziewczynę. Właśnie… dziewczyna. Nastoletnie serducho bije zdawałoby się w niewłaściwym kierunku. Wybranką Daniela jest Ali (Elisabeth Shue, dla której był to trzeci ekranowy występ), była dziewczyna szkolnego łobuza, Johnny’ego (William Zabka). Daniel co rusz dostaje wycisk od Johnny’ego i jego ekipy, członków lokalnego klubu karate – Cobra Kai. Zrozpaczony Daniel znajduje oparcie u pana Miyagi (Pat Morita), złotej rączki z motelu, w którym mieszka bohater. Jak się okazuje, pan Miyagi jest mistrzem karate. Chłopak zaczyna trening…
W kategorii amerykańskie pokrzepiające filmy młodzieżowe z lat 80. Karate Kid nie ma sobie równych. Ciężko tu mówić o szczególnych walorach kina akcji, z którym można by wiązać tematykę karate. To głównie film o szczególnej przyjaźni pomiędzy młodym adeptem sztuki walki, a starszym panem, który wprowadza młodziaka w tajniki. Chemia pomiędzy tą dwójką jest wyjątkowa, a główna w tym zasługa Pata Mority nominowanego za tę rolę do Oscara. Co jeszcze? Muzyka (kompozycja Billa Contiego, który pracował wcześniej z reżyserem przy filmie Rocky, ponownie zagrzewają do walki, a w kulminacyjnych monetach wyrywają z krzesła razem z oparciem), wyjątkowy fryz Williama Zabki, ostatnia scena z uniesioną nogą Daniela, treningi (malowanie płotu).
Film zebrał pozytywne recenzje i był w swoim ejtisowym czasie bardzo popularny. Zresztą John G. Avildsen miał głowę do takich historii. Reżyser Rocky’ego w mig zabrał się za kolejne części Karate Kid i już dwa lata później widzowie mogli się cieszyć kolejną odsłoną serii. Roger Ebert opisał film jako „ekscytującą, przyjemnie rozgrzewającą serce opowieść z jedną z najbardziej interesujących przyjaźni od dłuższego czasu”. I trudno się z tym nie zgodzić. Film wszak ma fabułę prostą i nieco naiwną, ale jego przesłanie, kłopoty nastolatków są wciąż aktualne. Problemy z akceptacją, dziewczynami, sytuacja w nowym środowisku, to ponadczasowe tematy i radzę dorosłym odbiorcom zważać na zaniżanie oceny. Jeżeli już, to my, a nie film się zestarzał. Ja odświeżyłem go sobie po wielu latach, razem ze swoją córką i doskonale się bawiłem. Akcja jest wartka, Pan Miyagi ma wciąż tak samo zabawne powiedzonka, a finał podnosi na duchu. Turniej karate i ostatnia runda wciąż chwytają i należą do tych bezpretensjonalnych happy endów, które kinu młodzieżowemu się należą, jak żadnemu innemu.