
Można tylko pozazdrościć Jamesowi Franco swobody w obranej przez niego twórczej drodze. Angażuje się przecież w projekty ambitne jak Skowyt, odnosi sukcesy jako aktor (127 godzin). Pracuje dużo i wydaje się robić tylko to na co ma ochotę. I fajnie, że miał ochotę oddać się brutalnemu odłamowi kina, czystej eksploatacji zanurzonej w postapokaliptycznym kurzu. Dość szybko w trakcie trwania seansu zobaczycie wyraźnie jakie filmy były tutaj dla Franco inspiracją. Jego Future world, którego był współproducentem i współreżyserem jest niczym innym jak miksem dwóch tytułów, zżynką z Mad Maxa: Na drodze gniewu (recenzja) i The Bad Batch (recenzja). Pisząc, że dany tytuł „koresponduje” byłoby tu wielce delikatne, szczególnie, gdy szkielet jest tak wyraźnie ściągnięty z obu wymienionych, a na dodatek jedną z głównych ról w Future world gra Suki Waterhouse. Ta sama, której żółte szorty zdobiły świetny plakat The Bad Batch Any Lily Amirpour.

