Jest kilka takich animacji, które chociaż są nieco zakurzone, to z biegiem lat tylko zyskują. Zapewniam, że i dzisiaj Dzielna pani Brisby potrafi dostarczyć emocji, opowiedzieć o ważnych sprawach i być przede wszystkim świetną, choć nieco mroczną rodzinną rozrywką.
Główną bohaterką animacji Dona Blutha jest mała polna myszka, która po tylu latach od premiery wciąż może w widzu wzbudzić podziw swoim hartem ducha, zaradnością i wytrwałością. W rzeczy samej Brisby to mysz nieśmiała, zalękniona, matka trójki dzieci, wdowa po Jonathanie, o którym swego czasu było głośno, chociaż jeszcze nie wiemy z jakiego powodu. Pani Brisby ma kłopoty i to nie lada jak na jej rozmiary! I to właśnie od problemów rozpoczyna się film, a kolejne trudności, które rozwiązać przecież trzeba, napędzają akcję filmu.
Dom myszy, mała drewniana skrzynka znajduje się w obrębie pracy traktora, a nieuchronnie zbliża się termin zbiorów. Jakby tego było mało, najmłodszy syn pani Brisby ma zapalenie płuc. Na przekór licznym niebezpieczeństwom i wyzbywając się lęku będzie musiała przebyć długą drogę, by zapewnić spokój swojej rodzinie. A po drodze czeka ją wizyta u Wielkiego Puchacza, której nikt jeszcze nie przeżył i perturbacje z kotem Dragonem, który choć leniwy, to do skoku sprężyć się jeszcze potrafi. Natomiast wszystkie drogi prowadzą do szczurów i ich lidera Nicodemusa. To właśnie szczury odegrają najważniejszą rolę. Swego czasu przeżyły eksperymenty naukowe, teraz zgłębiają tajemną wiedzę, arkany sztuk magicznych i mają plan…
Dzielna pani Brisby łączy te elementy, które można z powodzeniem przypasować do rodzinnego dramatu (choroba, trudy samotnej matki związane z wychowaniem, kłopoty dnia codziennego) z szeroko rozumianą fantastyką (epizod ze szczurami, do których zwraca się Brisby, szybko urasta do tematu przewodniego filmu, a łączy się z historią Jonathana). Wyjątkowe jest to, że w każdym momencie dramat doskonale łączy się ze sferą magiczną. Są więc eliksiry, medaliony o potężnej mocy, w końcu sprawy, które zahaczają o wymiar epicki, nawet w skali pojmowanej przez żyjące w trawie zwierzątka. To, co wybija się na plan pierwszy, to atmosfera. Nie ma tu do końca sielankowego nastroju, bo mrok często przesłania klarowną, rysunkową, bezpieczną kreskę. Gdy zbliża się niebezpieczeństwo, barwa potrafi być stłumiona przez krwawą czerwień, a muzyka uderza w grozę. Rzeczywiście najlepiej do Dzielnej pani Brisby pasuje gatunek dark fantasy i chyba dobrze się stało, że Disney ostatecznie nie nabył praw do literackiego pierwowzoru autorstwa Roberta C. O’Briena. Don Bluth, dla którego Brisby była debiutem, stworzył tą niezapomnianą animację pod szyldem Don Bluth Productions, firmy, którą założył po odejściu od Disneya. Zresztą, w Don Bluth Productions przyczółek znalazło jeszcze kilku artystów, którzy pożegnali się z Disneyem, a którzy pracowali rzecz jasna przy tym nieco już dzisiaj niedocenionym obrazie.
Nie należy zapominać, że głównym odbiorcą jest tu wciąż dziecko i w tym tonie narysowani są bohaterowie (przynajmniej większość), a niektóre sytuacje nakreślone komiczne. Jednak trudno nie wyzbyć się wrażenia, że twórcom chodziło o coś więcej. Tak jakby chcieli małoletniemu widzowi pokazać coś więcej, pokazać kolory nieco ciemniejsze i groźniejsze, dostarczyć emocji, które z pewnością poczują i będą zgoła inne niż u konkurencyjnych tytułów. Udało im się i wciąż bajce się to udaje.
Czas trwania: 82 min
Gatunek: dark fantasy
Reżyseria: Don Bluth
Scenariusz: Robert C. O’Brien (na podstawie powieści), Don Bluth, Gary Goldman, John Pomeroy, Will Finn
Obsada: Elizabeth Hartman, Hermione Baddeley, John Carradine, Dom DeLuise, Derek Jacobi, Arthur Malet, Paul Shenar, Peter Strauss
Muzyka: Jerry Goldsmith
Zdjęcia: Bill Butler