W życiu Betty (Cristina Marsillach), młodej sopranistki następuje życiowy zwrot. Jej koleżanka po fachu, doświadczona gwiazda wskutek wypadku zostaje wyłączona z opery Verdiego, w której grała główną rolę. Betty nie wierzy w swoje umiejętności, ale przyjmuje propozycję zagrania Lady Makbeth. Przedstawienie odnosi sukces, a o Betty krytycy wypowiadają się w samych superlatywach. Nawet kontrowersje związane z angażem twórcy horrorów, Marco (Ian Charleson) do reżyserowania Veridego odchodzą na bok przy takim sukcesie przedsięwzięcia. Kwiaty, gratulacje, autografy, za kilka dni kolejny występ. Argento wprowadza do gry zamaskowanego mordercę, któremu nie wadzą nie zawsze sprzyjające okoliczności. Od tej pory będzie tropił Betty, krępował i w wyjątkowo sadystyczny sposób zmuszał do patrzenia na swoje kolejne mordercze akty. Tam, gdzie rozpoczyna się giallo, widz jest już pewny, że dostanie coś więcej niż kryminalną zagadkę z mordercą w czarnych rękawiczkach. Opera to najlepszy podpis włoskiego Hitchcocka, który suspens stawia na równi z koszmarem wykorzystując cały znany sobie katalog dramatycznych środków. Sceny pełne przemocy są pomysłowe, brutalne i dzikie jak działania furiata, który zatrzyma się dopiero, gdy opadnie z sił.
Opera urzeka od początku środkami formalnymi. Zaczyna się od złapania w obiektyw kruczego spojrzenia obejmującego operową salę, długich przelotów kamery, odważnych ujęć, również tych makabrycznych (tam, gdzie niejeden twórca niezgrabnie markowałby ciosy pod broniącą się ofiarą, Dario Argento wykorzystuje i tę chwilę pokazując okrutny moment, gdy ostrze dźga zakrywającego się biedaka). W Operze są fantastyczne pomysły i takie samo ich wykonanie. Jednak, gdy zerkniemy dokładniej, widać w niektórych wierszach brak kilku istotnych sylab, a na kilku stronach całych zdań. Scenariusz obfituje w zwroty akcji, które co rusz przyjemnie zaskakują, ale droga do nich wiedzie przez nieliche manowce. Niezrozumiałe są dla mnie decyzje Betty, szczególnie po jej świeżych jeszcze doświadczeniach. Niezrozumiałe są dla mnie decyzje całej trupy, policji. Ciężko mi było też utożsamić się w jakiś sposób z główną bohaterką, bo ta, wystawiana na kolejne krwawe spektakle, nie wykazywała aktorsko chęci, by jakoś pokazać na twarzy grozę sytuacji, a mi było coraz trudniej przejmować się jej losem. Najlepiej wypada, być może przez stonowane podejście do wydarzeń, reżyser horrorów Marco. Może dzięki swoim twórczym doświadczeniom, ironicznie pokazany jest jako ten, który wszelkie doniesienia o szlachtowaniu zbywa ze spokojem.
Jednak w szczegółach wydaje się być Opera dopracowana! Obraz porywa plastyką, śmiałością, nawet tą idącą od sfery dźwiękowej, w której muzyka poważna jest nieoczekiwanie zduszona przez ostrego rocka. Na jakieś tam mało istotne mankamenty, jak niekonsekwencje w scenariuszu, czy nawet logiczne dziury wielkości ran po pchnięciu nożem wypada machnąć ręką. Ja byłem zachwycony.
https://www.youtube.com/watch?v=O4Eop6u4_Pw
Czas trwania: 107 min
Gatunek: giallo
Reżyseria: Dario Argento
Scenariusz: Dario Argento, Franco Ferrini
Obsada: Cristina Marsillach, Ian Charleson, Urbano Barberini, Daria Nicolodi, Coralina Cataldi-Tassoni
Muzyka: Brian Eno, Roger Eno, Steel Grave, Claudio Simonetti, Bill Wyman
Zdjęcia: Ronnie Taylor