Nie wiadomo jak to się dokładnie zaczęło. Gatunek ludzki został zdziesiątkowany, przeżyły garstki, małe skupiska, które musiały się wiele nauczyć, by żyć – przede wszystkim cierpliwości, spokoju, ciszy. Bohaterem zbiorowym jest tu rodzina, która w nowych warunkach próbuje wieść „normalne” życie.
Pomysł jest tak prosty i genialny, że tylko dziwić się można, że żaden filmowiec nie wpadł na niego wcześniej (nie wpadł?). Wprawdzie są całe długie fragmenty w kinie gatunkowym, gdzie bohater musi zachować absolutną ciszę (vide Nie oddychaj Fede Alvareza), ale w Cichym miejscu cisza wypełnia cały seans. Reguły są banalne i właśnie przez to tak doskonale wyczuwamy powagę i dramatyzm chwili. Wydarzenia przed incydentem poznajemy w trakcie, z wycinków gazet, z samej akcji, a plany, rytuał dnia codziennego w mig przyswajamy, bo jest bardzo naturalny i logiczny.
Jako relacja z postapokalpsy obraz sprawdza się doskonale, bo nie jest zapisem jednej chwili „po”, a raczej dramatycznym ciągiem zdarzeń z życia codziennego osób, które żyją na „froncie” od ponad roku. Jest to czas wystarczający na przyswojenie zasad, opracowanie patentów i chyba powoli czas na pogodzenie się z sytuacją (ale nigdy nie akceptację). Innymi słowy, czynny opór nie ma już sensu, a tylko wytrwałe respektowanie szczegółowo rozpisanego planu dnia pomoże ci dotrwać do kolejnego wschodu słońca. No, ale na 1000 perfekcyjnie opracowanych kroków zdarzy się jedno potknięcie. Tutaj wystarczy.
Ważna jest tu osoba samego Johna Krasinskiego (kojarzycie go głównie z repertuaru komediowego, przede wszystkim jako aktora). Autentyczne czuć tu pasję człowieka, który złapał się projektu, scenariusza i za żadne skarby już go nie wypuścił. Ciche miejsce jest dopracowane w szczegółach, a Krasinski sprawował piecze nad wieloma elementami. Wyprodukował film, był współscenarzystą i w końcu zagrał jedną z głównych ról (i zaangażował do filmu Emily Blunt, żonę). Przyznaję jednak, że z drugiej strony ciężko było zepsuć taką historię. Historię, która sama z siebie zachęca do użycia kilku sztandarowych zabiegów realizacyjnych, które tutaj smakują wybornie.
Ciche miejsce gra na emocjach (świetnie poprowadzone role, również dziecięce), ale jest pozbawione szantażu, bo film go nie potrzebuje, abyś wstrzymał oddech, czy mocniej zacisnął dłonie na oparciu fotela. Wprawdzie kilka decyzji głównych bohaterów, w tym tą najważniejszą, życiową, trudno mi było zrozumieć, chociaż można ją wpisać w rodzaj buntu przeciwko okolicznościom. Szybko więc polubiłem tę rodzinę, byłem pod wrażeniem jak przystosowała się do nikczemnych warunków, jak odnalazła się w tym ponurym środowisku. Ciche miejsce jest po trosze gatunkową hybrydą, thrillerem, horrorem, również dramatem. Trzyma widza w ciągłym napięciu i przez rozgrywające się wydarzenia, ale i dzięki muzyce Marco Beltramiego (musiałem sprawdzić, czy do stworzenia muzycznego tła nie został zaangażowany zespół Apocalyptica). Jest filmem o odwadze, o tym, że najważniejsze jest przetrwanie, podtrzymywanie nadziei i że nowy świat nie wybacza błędów.