Unicestwienie

Wcale nie uważam, by proza Jeffa VanderMeera była „o niczym” (spotkałem się kilkukrotnie z takimi zarzutami). Jeżeli już miałbym się przychylić do takiego twierdzenia, to przy tej wadze nie stanowiło dla mnie problemu poruszanie się w materii, którą tak trudno przedstawić słowami (treść z ostatnich aktów). Dla mnie Unicestwienie stanowi science-fiction najwyższej próby. Osobiście wolę (albo chociaż lubię), gdy dostaję mniej, niż więcej i wiem po zamknięciu książki tyle samo, co na początku. Resztę można sobie snuć, dopowiadać, a wyobraźnia czytelnika pracuje u VanderMeera na najwyższych obrotach. W tym przypadku moja była zaangażowana wyjątkowo mocno, a całość sam starałem się ubrać w szczegóły.

Rzecz traktuje o Strefie X, Zonie (jak zwał, tak zwał), obszarze, który istnieje, czy to naprawdę, czy w podświadomości. Są tam wysyłane kolejne ekspedycje, w tym ta najnowsza, podobno już dwunasta. Składa się z czterech kobiet – antropolożki, psycholożki, geodetki i biolożki, głównej bohaterki.

Jeff VanderMeer w pierwszoosobowej narracji kreśli świat bardzo wybiórczo, jakby pociągał za sznurki naszej własnej zdradliwej percepcji. Wchodząc w przestrzeń strefy wkładamy rękę do dziury w ścianie macając kolejne kształty. Biolożka, która opisuje swoje doświadczenie, bada również zachowania koleżanek, a relacje między nimi „czyta” się tak, jakby oglądało się partię szachów bez planszy. Wszystko jest niepewne, przygaszone, a najważniejsze są zmiany zachodzące w opisach środowiska wokół głównej bohaterki. To (środowisko) ewoluuje, nagina swoje prawa, mutuje wbrew zdrowemu rozsądkowi Unicestwienie i słowo VanderMeera trzeba traktować jak przynętę, po chwyceniu której zobaczycie kolejną i następną. Autor nie szafuje i nie stara się być wirtuozem słowa, chociaż nie można im odebrać magnetyzmu i tego, że mamy do czynienia z literaturą ambitną (autor dąży ku temu szczególnie popuszczając wodzę fantazji w finale). Science fiction pokazuje się więc w pytaniach dotyczących każdego napotkanego przez ekspedycję aspektu, a zaczyna się od tajemniczej budowli, którą biolożka nazywa wieżą, a reszta uparcie tunelem. Pojawia się brak zaufania. Do głosu dochodzi hipnoza, której są poddane kobiety, tylko po to, by przejść „granice” strefy, a wszystko w każdym akapicie wykończone jest kolejnymi niepokojącymi wzmiankami..

Unicestwienie liczące w tym przekładzie 200 stron z małym okładem czyta się w jeden wieczór (tak było!). To pierwszorzędna lektura sci-fi o własnych urojeniach z delikatną aurą eko-horroru i o incydencie, który ostatecznie nas wyzwoli i połączy z naturą. Wybornie.

Autor: Jeff VanderMeer
Tłumaczenie: Anna Gralak
Ilość stron: 232
Oprawa: miękka
Wydawnictwo: Otwarte
Format: 130 x 205 mm