Noc, jakaś podła część Nowego Jorku, za oknem mógłby przejeżdżać swoją taksówką Travis Bickle, w knajpie czekać na drinka i kulkę Eddie Coyle z The friends of Eddie Coyle (recenzja). Reżyserka Elaine May w swoim niezależnym dramacie w kryminalnym zawieszeniu przedstawiła świat brudnych, oślizłych mend, których darzyć sympatią się nie da. Nie ułatwia zresztą tego May w żaden sposób. To ludzie zepsuci już dawno, którym za cholerę nie zaufasz. To takie typki od lewych, drobnych interesów, którzy w niedzielę mogliby stać na rynku i naciągać na grę w trzy kubki, podłożyć ci każdą świnię i nazywać otwarcie przyjacielem. Ludzie, którzy mówią, a nie słuchają, myślą tylko o sobie, chociaż wspominają wspólne zgrywy, hece, wydarzenia z dzieciństwa. To świat Nickiego (wyśmienity John Cassavetes, który ze swoimi psychotycznymi szarżami zapewnia pierwszorzędne aktorskie widowisko). Coś tam przeskrobał, naraził się szemranym przełożonym i ktoś dostał na niego zlecenie. Nicky jedyne wyjście z sytuacji widzi w Mikeyu (Peter Falk w niecodziennej roli). To właśnie jeden z „przyjaciół” z dzieciństwa, który wnet zjawia się pod wskazany adres z odsieczą.
Mikey i Nicky to najlepszy sort kina niezależnego ze Stanów Zjednoczonych z lat 70. Z malutkim budżetem, który nota bene urósł (w zawiązku z ilością materiału jaki został nakręcony) w trakcie realizacji z niecałych dwóch do czterech milionów. Filmowany w nieciekawych miejscach, bez upiększeń, bardzo szorstki w wymowie jest filmem o złych ludziach. Nigdy nie można takim zaufać, bo poklepują cię po plecach, nawijają makaron na uszy, a kombinują swoje, zawsze sami. Single w kryminalnym półświatku, gdzie słowa „zaufaj mi”, „kocham cię”, „pomogę ci” padają częściej niż zwykłe „cześć”. Akcja rozgrywa się przez jedną noc, podczas której dwójka mężczyzn bez planu próbuje jakoś dotrwać do poranka, co i tak w sumie nic nie zmieni. Włóczą się po ulicach, odwiedzają panny do towarzystwa, piją, palą, nawzajem się obwiniają, ciągle kłamią. I rzeczywiście niby wspominają kilka sytuacji z „dobrych starych czasów”, wszystkie jednak podszyte są żalem, gorzkim uczuciem niesmaku. Żaden z nich nie jest w stanie wynieść się ponad to, być mądrzejszym, nauczyć się czegoś. Krótkie chwile zadumy pozwalają im wprawdzie przyjrzeć się sytuacji z dystansu, ale dusze mają już od dawna przeżarte toksycznymi odpadami z jestestwa.
Elaine May portretując bohaterów nie piętnuje jednak męskiego gatunku, a przegniły stratowany charakter lub jego brak. Przez to utożsamianie się widza z bohaterem jako pojęcie tu nie istnieje, bo od pierwszych scen czujemy niechęć i rezerwę. Odcinamy się od tego świata, a jednocześnie brniemy z dwójką wykolejeńców w ciemną noc zmierzając po sam brzeg bladego świtu.
Do wyszperania na CDA
Czas trwania: 119 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Elaine May
Scenariusz: Gerard Soeteman, Jan Wolkers
Obsada: Peter Falk, John Cassavetes, Ned Beatty
Muzyka: John Strauss
Zdjęcia: Bernie Abramson, Lucien Ballard (końcowe sekwencje), Jack Cooperman (sceny w czasie jazdy samochodem), Jerry File (dokrętki), Victor J. Kemper