Miłość blondynki jako czołowy reprezentant czechosłowackiej Nowej Fali ma wszystkie cechy, które pomagają zdefiniować ten nurt. W obsadzie zobaczymy po części amatorów, usłyszymy nierzadko improwizowane dialogi, całość Forman zrealizował w paradokumentalnym stylu. Jest to również opowieść o młodych ludziach, nurtujących ich problemach, o często tragikomicznym wydźwięku. Najważniejsze jednak, że Miłość blondynki, jak większość wpisujących się w Nową Falę obrazów powstałych w Czechosłowacji w latach 60., jest filmem nie starającym się upiększać rzeczywistości w żaden sposób. Nawet jeżeli niekiedy jest to kino humorystyczne, to tło przeważnie jest zwierciadłem tego czasu i miejsca. Sama fabuła jest bardzo podobna do nakręconego parę lat później filmu Janusza Kondratiuka Dziewczyny do wzięcia. W Miłości blondynki chodzi o to samo o co chodziło większości mieszkającej na prowincji młodzieży, o wyrwanie się z marazmu.
Historia powstania filmu Formana jest bardzo prozaiczna, bo scenariusz napisało życie. Forman gawędziarz i wybitny obserwator wyłapał pewnego dnia dziewczynę wałęsającą się z walizką po praskich uliczkach. Zaintrygowała go, bo najwyraźniej czuła się w wielkim mieście zagubiona. Opowiedziała mu wszystko to, co później sfilmował reżyser Lotu nad kukułczym gniazdem. Pisząc scenariusz miał kompletną swobodę, a wychodząc z nowofalowego środowiska otoczony był takimi samymi, pełnymi zapału ludźmi. Dla filmowego scenariusza ważne jest tu specyficzny szafaż i sytuacja, w której dziewczyny wydają się trwać bez końca. Oto w Zruću nad Sazavą, mieścince z jednym dużym zakładem przypada na kilkanaście kobiet jeden mężczyzna. Kierownik zakładu, starszy, wielce dobrotliwy pan jest co najmniej skonfundowany tym stanem rzeczy i proporcjami damsko-męskimi w społeczności. Dogaduje się z wojskiem, a ci załatwiają, by przez Zruć przejechał tabor z jednostkami gotowymi na potańcówkę, rozmowę i lampkę wina. Ale chłopakom daleko do obrazu żołnierza z propagandowych plakatów. Wagony wypełnione są starszymi żołdakami, często przy tuszy, łysiejącymi i (o zgrozo!) niekiedy żonatymi. Akcja zawiązuje się wokół stolika z trzema dziewczynami (między innymi tytułowa blondynka, prywatnie szwagierka Formana, Hana Brejchová jako Andula). Podchody zaś dotyczą trzech wyliniałych kocurów i jednego niby-playboya, który przygrywa na fortepianie, a przyjechał na zlecenie z Pragi, by dać muzyczną oprawę na wieczorek.
Prawdziwie gorzko ironiczny wydźwięk przychodzi ze strony wątku głównego, na którym najbardziej Formanowi zależało. Pianista uwodzi Andulę, kreśli przed nią wspaniałą przygodę w stolicy. Dziewczyna jedzie w kolejnym tygodniu do chłopaka, który już o niej zapomniał, w mieszkaniu zaś zastaje rodziców niepoprawnego lawiranta. Sam motyw przewodni miał swoją odrębną historię związaną z wydarzeniami na planie filmowym. Jedna ze statystek puściła się w tango z operatorem, który ją zbałamucił. Zakochana pojechała za nim do Pragi. Tam oczywiście czekała żona i dziecko, a dziewczyna nie mogąc już wrócić została panną do towarzystwa. Film i życie w nieustannym tańcu.
Miłość blondynki to obraz o sfrustrowanym pokoleniu, chociaż wybuchu samej frustracji nie zobaczymy. Blondynka z walizką w stolicy to również metafora całej grupy młodych ludzi, którzy chcieli po prostu czegoś nowego, innego, niż stanie przy maszynie. Są przy tym bardzo zdesperowani i ta desperacja często prowadzi do gorzkich rozczarowań. Milos Forman stworzył film bardzo przejmujący, w którym jako twórca jest jednak dla swoich bohaterów życzliwy. Nie pozwoli im się potłuc, przynajmniej nie w czasie filmowego seansu. Perturbacje dziewczyny, rzeczywiście niegroźne, opisane w mocno kpiarskim tonie (głównie gdy w grę wchodzi naiwność) są w gruncie rzeczy obrazem smutnym i pełnym żalu. Jednak nie polecam wyłapywać nut depresyjnych, bo może to tylko zaszkodzić odbiorowi, a tego by pewnie Forman sobie nie życzył. Miłość blondynki została nominowana do Oscara za najlepszy nieanglojęzyczny film roku. Przegrał z Kobietą i mężczyzną Claude’a Leloucha…