Nad pierwowzorem literackim Mortona Freedgooda (który pisał pod pseudonimem John Godey) kino pochylało się trzykrotnie. Zapewne najbardziej znaną próbą jest Metro strachu w reżyserii Tony’ego Scotta z Johnem Travoltą (ten zły) i Denzelem Washingtonem (ten dobry). W 1998 roku na ekranach telewizyjnych w Stanach Zjednoczonych gościła wersja Félixa Enríqueza Alcalá z Edwarden Jamesem Olmosem (policjant) i Vincentem D’Onofrio (bandyta). Ale pierwszą potyczkę z powieścią Freedgooda stoczył Joseph Sargent w 1974 roku i zaowocowało to niezwykle udanym filmem..
To wariacja na temat heist-movie, którego akcja utknęła pod jednym adresem, dokładnie w wagonie pomiędzy dwoma stacjami metra. Jednostkę bez motorniczego, ale z całym tuzinem zakładników przejęli bandyci, którzy wysunęli jasne i zdecydowane żądanie. Milion dolarów w ciągu godziny, albo torowisko spłynie krwią. Długi postój na Park Avenue z 1974 r. to unikat, bo jak w rzadko którym filmie z przetrzymywanymi zakładnikami i groźnymi przestępcami, udało się tak dobrze poprowadzić kryminalną fabułę i wymieszać jednocześnie napięcie z humorem. Jednak sam humor nie wynika na szczęście z elementów sytuacyjnych, czy (o zgrozo!) z gagów, a z lekkości samego materiału, chociaż sytuacji do najlżejszych zaliczyć nie można. Jest przez to Długi postój na Park Avenue kinem bardzo eleganckim, nietypowym, które ogląda się jak partię szachów pomiędzy angielskimi dżentelmenami, chociaż angol siedzi tylko po jednej stronie stołu (Robert Shaw jako Mr. Blue, czyli Pan Niebieski, z trzeba kompanami, Szarym, Brązowym i Zielonym). Po drugiej stronie zobaczymy Waltera Matthau, któremu pomimo znanego wszystkim charakterystycznego komediowego emploi, udało się odnaleźć w scenariuszu. Ba! Pasuje idealnie do dialogów, akcji, fabularnych zwrotów. Matthau gra porucznika policji, który nadzoruje jednostki na stacji nowojorskiego metra i to on prowadzi negocjacje z Niebieskim. Cały scenariusz oparto na małych, delikatnych wręcz przepychankach pomiędzy terrorystami a policją.. A to, co nas najbardziej interesuje, to właśnie niuanse planu porywaczy. Do tego dochodzi niepokój związany z odliczaniem czasu, walka o każdą dodatkową sekundę, szaleńcze liczenie kasy i chaotyczna czasem próba spełnienia kolejnych żądań. W filmie nie ma żadnej ekspozycji, naświetlenia charakterów, czy choćby szkicu wspomnianego planu. Taktykę przestępców rozwikłamy w trakcie trwania negocjacji. Dodatkowo podczas rozmów na linii Garber – Mr. Blue poznajemy tło, czasem tylko trop, nic nie znaczący (wydawałoby się) szczegół, który stanowi o cechach wszystkich bohaterów.
Ogląda się to świetnie, chociaż niektórym widzom ciężko będzie dostosować się do tej miejscami swobodnej atmosfery. Jednak Długi postój na Park Avenue ma wiele cech, przez które wypada go ocenić na co najmniej dobry. Muzyka Davida Shire’a dostarcza czasem więcej emocji, niż filmowa akcja. Bez trudu można by ją „podłożyć” po rasowe poliziottesco. Robią wrażenie też zaangażowane siły do realizacji kilku scen „na powierzchni”, a przede wszystkim fragmenty z próbą dostarczenia miliona dolarów na czas i szaleńczy przejazd przez główne ulice radiowozem.
Rzetelna sensacja, często zabawna (głównie przez dialogi), zaskakujący, bo przy swoim lekkostrawnym czasem założeniu potrafi być niezwykle charakterny, będący przede wszystkim inteligentnym kryminałem (Gerber mógłby być kuzynem Colombo). Polecam.