Technologiczny analfabeta, Leo (Alexander Skarsgård) prowadzi życie w wielkomiejskiej dżungli. To Berlin z przyszłości, a Leo wierny swojemu wychowaniu amisza próbuje podług własnych zasad wieść w miarę normalne życie. Jest mu o tyle trudno, że jest niemową. W dzieciństwie miał wypadek i od tamtej pory żyje nie wymawiając choćby sylaby, a świat dookoła ani myśli zwolnić i staje się coraz głośniejszy.
Duncan Jones, który zaskarbił sobie moją (w sumie to chyba wszystkich) wielką sympatię tworząc jedno z najbardziej ambitnych (i udanych) projektów sci-fi Moon z Samem Rockwellem, ponownie próbował postawić na oryginalność. Cóż z tego, skoro scenariusz, chociaż ofiaruje wiele ciekawych rzeczy, jest stertą niepoukładanych pomysłów i trzeba się wyjątkowo skupić, by chociaż rozeznać się w postępującej naprzód fabule, a co dopiero w tle historii, która z pewnością miała do zaoferowania wiele. Nawet próbując nadążyć za nie aż tak wyśrubowanym tempem przyszło mi dość długo wychwycić znaczenie postaci, ich role i zależności między nimi. Oczywiście wszystko się rozjaśnia pod koniec, ale przez dwie bite godziny miałem wrażenie, że to jedno wielkie wysypisko.
Duncan Jones postawił na kilka zwrotów i należą one do tych przyjemniejszych elementów. Fabularnie niedaleko Bez słowa do klasycznych noir i wyzutej z zasad moralnych ulicy i ludzi, z którymi bohaterom przyjdzie spotkać. Jednak niech was nie zwiedzie stylistyka i reklamowe hasła, jakoby Bez słowa był cyberpunkiem. To dramat, kino bardzo współczesne, chociaż zamknięte w stylistyce z przyszłości. Ta wypada o niebo lepiej od tej prezentowanej w Altered Carbon (recenzja). Futuryzm jest namacalny, wiarygodny, estetyka przyszłości rzeczywiście bliska Łowcy Androidów (wreszcie komuś się udało). Ulice żyją, widać miasto, a efekty specjalne ładnie komponują się z kontynuowanymi sekwencjami na ulicach. Tak powinien wyglądać serial na podstawie prozy Richarda Morgana. Nie czuć tutaj plastiku, tych cholernych parunastu metrów kwadratowych na scenę, a mieszkania to również pokoje, korytarze i klatki schodowe, a nie tylko pojedyncze salony bez wyjść. Duncan Jones postawił na kontrasty, magnetyzm i brawurę Paula Rudda i scenariusz. Ten ostatni element, chociaż wypada w rezultacie bardzo fajnie w kwestii ponurego dramatu rodzinnego i sytuacji, w których postaci są niejednoznaczne i niedookreślone w kwestiach swoich wyborów (kolejny duży plus), to całość zawiera zbyt dużo wybrakowanych elementów, białych kartek, których nie powinien starać się wypełnić widz, a twórcy.
Czas trwania: 126 min
Gatunek: dramat, sci-fi
Reżyseria: Duncan Jones
Scenariusz: Michael Robert Johnson, Duncan Jones
Obsada: Alexander Skarsgård, Paul Rudd, Seyneb Saleh, Justin Theroux
Zdjęcia: Gary Shaw
Muzyka: Clint Mansell