Patti rapuje, wypełnia powietrze rymami ostrymi jak brzytwa, jednak o przebiciu się dalej, wyżej nie ma mowy, nie teraz, nie przy tylu nierozwiązanych problemach.
To nieważne, że historia jest mało oryginalna, temat przerabiany wielokrotnie, a finał i cały zresztą tok opowieści można rozgryźć po paru minutach. Chcecie oryginalności? Tu jej nie znajdziecie, ale jeżeli potrzebujecie czasem motywującego, szczerego filmu z bohaterami autentycznymi, których serca pompują więcej marzeń niż krwi, to Patti Cake$ nadaje się do tego idealnie.
Patricia Dombrowski (Danielle Macdonald) a.k.a. Killa P, a.k.a. Patti Cake$, a przede wszystkim a.k.a Dumbo (to najczęściej słyszy na ulicy) walczy o lepsze jutro. Mieszka w bloku obok ciebie, z matką i babcią, zalegają z czynszem, mają pracę w miejscach, o których zapomnieli sami właściciele. Rapuje, czasem cicho, coraz częściej głośniej. I o tym jest film, o drodze niesionej miłością do rymu na… o nie, nie, nie na szczyt. A bynajmniej nie na szczyt sławy. Zwycięstwem będzie mały sukces, moment, w którym zacząłeś w siebie wierzyć i przybiłeś piątkę temu niegodnemu życiu. Wielokulturowa baśń o dziewczynie z przedmieść, która za cholerę nie ma łatwej drogi, gdziekolwiek by się nie udała.
Debiut reżyserski Geremy’ego Jaspera był małym objawieniem na tegorocznym Sundance, doceniony w Cannes oraz na kilku innych festiwalach (a to przecież nie koniec jego festiwalowej drogi) jest potrzebny, bo na wskroś szczery. Nawet jeżeli jest naiwny, to na pewno też chwytający i poruszający. Ja się wzruszyłem, pomimo że dokładnie wiedziałem w jakiej scenie to nastąpi. Nieco kiczowaty, wychodzi z najdoskonalszej formy niezależności i idzie drogą doskonałych dialogów, aranżacji, amatorskiej formy, realizacyjnego story prowadzonego naturalnym ruchem kamery. Filmowa estetyka (i podobny realizacyjny ton) stoi niedaleko Mandarynki Seana Bakera. Oba te filmy podobnie angażują i w obu dość szybko wczuwasz się w historię, wierzysz postaciom, przejmujesz się ich przyszłym losem. Niestety Patti Cake$ w odróżnieniu od Mandarynki gubi po drodze swój rytm (dokładnie w środku). Ten rytm zakłócony przez pewne infantylne skróty nie wpływa na szczęście na całość. Patti Cake$ żyje więc prostotą, zaangażowaniem i muzyką, która rozbrzmiewa z każdego ruchu i gestu. Świetnie spisała się Danielle Macdonald jako Patti, a jeszcze lepiej wypadła Bridget Everett, czyli filmowa matka głównej bohaterki. Everett kojarzona dotychczas głównie z rolami komediowymi, tutaj bardzo przekonująca jako przebrzmiała gwiazdka rocka, rozczarowana życiem, sfrustrowana, z miłością, która jest, ale za grubą ścianą zbudowaną z rozczarowań i porażek.
Ale spokojnie, seans nie stoi na półce z ciężkimi przybijającymi dramatami o niespełnieniu. To lekki, zamknięty w optymistycznym (czasem też depresyjnym) tonie film o rzeczach ważnych, wychodzeniu na prostą, rodzinie złożonej z przyjaciół, podany w przystępny sposób w nieco obskurnych lokacjach, popisowo sfotografowanych, ciepło i kojąco, gdy trzeba, w ujęciu Harrmony’ego Korine’a, gdy dobija się do Patti proza dnia codziennego. Polecam.
Czas trwania: 109 min
Gatunek: dramat, muzyczny
Reżyseria: Geremy Jasper
Scenariusz: Geremy Jasper
Obsada: Danielle Macdonald, Bridget Everett, Siddharth Dhananjay, Mamoudou Athie
Zdjęcia: Federico Cesca
Muzyka: Jason Binnick, Geremy Jasper