Jeżeli… (1968)

Mick Travis (Malcolm McDowell) wraca po przerwie wakacyjnej do szkoły. To męski college, płatna placówka z ostrą dyscypliną, karnymi zasadami, prowadzony w czystości, śpiewie i modlitwie.

Bardzo lubię rewolucyjny ton w kinie, szczególnie, gdy jest on tak szczery, bezczelny i wychodzący prosto z gniewu, który wcześniej był kumulowany przez prawdziwych prowodyrów późniejszych zajść. Jeżeli bowiem będziesz naciskać odpowiednio długo, to pęknie. Zawsze. To właśnie szkoła i cały system edukacyjny stoi przede wszystkim za takim stanem rzeczy. Lindsay Anderson nie tylko wytyka defekty i wręcz namawia do reform, ale też obnaża wadliwe elementy w organizacji. Zostaje przyjaźń, która formuje się w niedoli i utrwala więzi najtrwalszym spoiwem.

Debiutujący tą rolą w filmie kinowym Malcolm McDowell był jedną z najlepszych rzeczy, jakie spotkała brytyjską kinematografię. Jest zuchwały i dumny, gdy przyjmuje karę. Doprowadzony do granicy nigdy nie wybucha i niczym samotny wilk spokojnie przygotowuje kontrę. Widać po nim rozżalenie i czuć, że cierpi. Ta wspomniana duma, chociaż noszona godnie, jest czasem sponiewierana, bo nie jesteś w stanie wytrzymać każdego ciosu. Ale Mick zbiera to wszystko w sobie, a widzowie czekają aż przeleje się czara goryczy. McDowell w tej roli to sceniczne zwierzę i w zasadzie film ma taką siłę głównie dzięki niemu. Wiele scen chce się powtórnie obejrzeć tylko dla jego występu, jak fragment z dziewczyną i kawą, czy to jak z upiorną nonszalancją poddaje się karze. Epickie w swym niepokornym wydźwięku jest tu wszystko – spojrzenia, ruchy bohaterów, słowa. Tak bardzo uderzające, wyzywające, w końcu zapraszające do otwartej bójki, chociaż zamknięte w ramach panującej w szkole dyscypliny.

Jeżeli… więc mnie dostatecznie mocno wkurwisz, możesz się mocno zdziwić, grozi reżyserskim palcem Anderson. Jego opowieść to zwierciadło społecznej burzy, momentu, gdy dochodzi do przesilenia. Opowieść podzielona na akty to również kolejne stopnie w gromadzeniu się złości. Ale Jeżeli… to również brytyjski czarny humor, inteligentny, czasem refleksyjny, ale często bezwstydny, mój ulubiony. Surrealistyczne ujęcia w kilku fragmentach czynią z historii obraz niepokorny, wyłamujący się ze schematu. To nie tylko iluzja, potrzebna groteska, ale również duch kontrkultury z brytyjskich lat 60. Okres wyzwolenia, koniecznego buntu, oczyszczenia.

Dla mnie Jeżeli… okazał się filmem doskonałym w formie, z mocnym przesłaniem, wielką kreacją aktorską McDowellla. Jeżeli… to dzieje rebelii, bardzo punkowe, buńczuczne, a nawet jeśli wydarzenia uderzają w tragifarsę, to jak nazwać patologiczne zapędy kółka kierowniczego? Wybitny film.

https://www.youtube.com/watch?v=O_Id6XsAVRo

Czas trwania: 111 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Lindsay Anderson
Scenariusz: David Sherwin, John Howlett
Obsada: Malcolm McDowell, David Wood, Richard Warwick, Christine Noonan, Rupert Webster
Zdjęcia: Miroslav Ondříček
Muzyka: Marc Wilkinson