Człowiek z magicznym pudełkiem, czyli facet z przeszłości. Zjawia się nagle w biurze, pracuje jako sprzątacz, rzuca miłosny urok na korporacyjną modliszkę, której już dawno nikt serca nie skradł.
Bodo Kox, tutaj jako polski Terry Gilliam i Spike Jonze w jednym, opowiada w polskim kinie oryginalną love-story z elementami science-fiction. Twórca, przy nieco rozedrganej historii, która niejednokrotnie potrafi przelatywać między palcami, nakręcił film rozrywający nasze rodzime sztywne ramy gatunkowe. Z reguły twórcy boją się chociażby spojrzeć na leżący głęboko w trumnie horror czy właśnie sci-fi (chociaż może to nieuczciwe stwierdzenie, gdyż przyczyny są bardziej prozaiczne). Bodo Kox na pewno się nie boi i z pewnością nie ma kompleksów. Nie powinien mieć. Nie obawia się, że znajdą się malkontenci, którzy zarzucą przerost formy nad treścią (science – fiction takie czasem musi być, by osiągnąć pożądany stan „fiction”). Warszawa 2030 roku, czyli miejsce akcji z czasem przecież nieodległym, jawi się u Koxa ponuro. To czas indoktrynacji, znieczulenia, ludzi pogrążonych w apatii. To czas zamachów, które już na dobre wkroczyły do nas. A może i nie? Zapewne to też przytyk do rozszerzającej się i zataczającej coraz szersze kręgi polityki strachu. Niemniej Warszawa 2030, to czas stępienia, ochłodzenia, przykrej pustki.
Jako love story potrafi poruszyć, nawet gdy leci na skróty. Urzeka wspomniana forma, nawet gdy strzela ponad budżet. Jest nieskromne, bo łączy PRL-owską estetykę, z art housowym designem, niejednokrotnie skłaniając się ku naszej lichej (ilościowo), ale zawsze gustownej tradycji (vide moje skojarzenia z klasyką Machulskiego – Seksmisją). Sprawdza się doskonale na wielu poziomach. Raz, że jest wspomnianą historią o miłości, dwa, że wcale nie musi dotyczyć przyszłości, a twojego zwykłego dnia, gdy jesteś zamknięta (zamknięty) w swoim akwarium i w końcu zwrócisz uwagę na tego skromnego chłopaka (dziewczynę). Ci najskromniejsi potrafią kochać najszczerzej i o tym też Kox opowiada. Mało? Ponad to wszystko zakładam, że twórca ukrył jeszcze jedno dno. Przedstawił smutną paralelę pomiędzy czasami stalinowskimi, a tym co nadciąga.
Człowiek z magicznym pudełkiem to jeden z najbardziej nowatorskich polskich filmów nakręconych ostatnimi czasy. Broni się dzielnie muzyką (bardzo pociągający, pełen namiętności motyw przewodni), obrazem, nawet efektami specjalnymi. Jest niespieszny, gdy trzeba – zmysłowy („pocałuj mnie tak jak całują w filmach”), czasem usypiający, ale tylko po to, by przecedzić zebraną na sali kinowej brać (przecedził skutecznie). I chciałbym, żeby twórcy poszli z nim dalej, pokazali szerszej, zachodniej widowni. Będzie doceniony.
Czas trwania: 103 min
Gatunek: romans, sci-fi
Reżyseria: Bodo Kox
Scenariusz: Bodo Kox
Obsada: Olga Bołądź, Piotr Polak, Sebastian Stankiewicz, Helena Norowicz, Wojciech Zieliński
Zdjęcia: Arkadiusz Tomiak
Muzyka: Sandro Di Stefano