Pierwsze spotkanie z Kongiem: Wyspa Czaszki było niezłe. Był to też pierwszy, i jak dotąd jedyny, seans 4DX na jaki się zdecydowałem. Sala przy monster-movie spełniła swoją rolę doskonale. Wiało, lało wodą, trzęsło, kule przelatywały koło ucha. Tak z premedytacją wybrany seans zaowocował ciekawym doświadczeniem, ale sama materia filmowa gdzieś uciekła . Takie mam wrażenie. Nie jest to oczywiście tytuł, nad którym trzeba się wybitnie pochylić od strony przesłania, drugiego dna, jednak odbiór Konga w warunkach domowych był… hmm nawet ciekawszy.
Nie podniosę mu oceny, ale dodam po cichu duży plusik. 4DX zabija trochę percepcję widza, a ta mogła się teraz skupić na innych aspektach. Jest to więc wciąż niezłe kino i mogłem już na spokojnie wyłapać szereg odniesień, niezamierzonych z pewnością realizacyjnych klisz, czy mrugnięć twórców w kierunku popkulturowych wyjadaczy. To nadal komiksowe postaci, teraz w swoim zachowaniu posiadające więcej zamierzonej groteski, przerostu formy. Tą papierowość charakterów odczytałem już jako atut. Niestety wciąż nie jestem w stanie przełknąć całej gamy różnorakich gatunków, podanych przez twórców nieporadnie, „byleby były” i wciąż pozostaje niesmak dotyczący głównego przeciwnika Konga
Niespodzianką były jednak dodatki na DVD, a jest to przecież rzadkość przy takich wydaniach, a więc:
Trzy usunięte sceny:
Tom Hiddleston: The Intrepid Traveler
Za wydanie DVD filmu Kong: Wyspa Czaszki dziękuję portalowi Rzecz Gustu