Wypadek samochodowy, być może zlecony przez księcia zbrodni Wong Po (Sammo Kam-Bo Hung), zmienił policjanta Chunga (Simon Yam) na zawsze. Na drodze zginął jego przyjaciel z żoną. Przeżył Chung z poważnym uszczerbkiem na zdrowiu i mała dziewczynka, chrześniaczka głównego bohatera.
Policjant poprzysiągł, że do ostatnich dni służby nie da chwili wytchnienia kryminaliście zamieszanemu w morderstwo. Nie o zemście jest jednak ten film, a o władzy, która jest wykorzystywana do własnych interesów rzadko w zgodzie z literą prawa. Do jednostki starych druhów, ludzi, którzy rozumieją się bez słów i bez słów też naginają prawo działając bezkompromisowo (w tym i Chung), ma trafić nowy przełożony – Ma Kwan (mój ulubieniec od czasu Ip Mana – chiński aktor Donnie Yen). Policyjna sztama i gęba na kłódkę, gdy kolega z wydziału łamie prawo, by dorwać większą szychę, jest Kwanowi wyjątkowo nie w smak.
Wilson Yip nakręcił film akcji, który ocieka czystą zajebistością niejednokrotnie przekraczając bramy pełne kuriozalnych akcentów. Specyficzny jest to seans, bo przepełniony akcją i atmosferą pełną powagi film, bombarduje widza co rusz kiczowatym patosem. Miejscami jest to doznanie dziwne, ale ostatecznie inne niż w pełni zadowalające być nie może.
Mógłby to być więc od początku do końca poważny dramat policyjny w mocnym uścisku kina kopanego, gdyby nie maślane spojrzenie Wilson Yipa w kierunku Bolywoodu. To raptem kilka fragmentów, jednak i te wystarczyły, by obniżyć końcową ocenę. Do tego dochodzą też osobliwe wybory muzyczne – wesołe gitarowe riffy w momentach, gdy najmniej pasuje instrument o takim zabarwieniu emocjonalnym.
Reszta to tylko miód. Donnie Yen łamie kości na potęgę, Sammo „legenda” Hung wciąż robi wrażenie dzięki swojej gracji (obaj panowie układali również choreografię walk), a Jing Wu przykuwa uwagę w roli wybitnie skutecznego i bezceremonialnego w zadawaniu bólu i odbieraniu życia kata. Pojedynki są szybkie, doskonale oświetlone, długie ujęcia robią wrażenie, miejscówki też niczego sobie. Przy samych walkach operator nie boi się szerokich rzutów, a i zbliża się na odległość ciosu, gdy chce byśmy zakosztowali brutalności w bliskim kontakcie.
Kill zone to świetne kino akcji. Dodatkowo, jeżeli wczujesz się odpowiednio w sytuację na posterunku, policyjną tragedię, w końcu szczególną sytuację pomiędzy „starymi”, a „nowym”, to fabuła może wciągnąć jeszcze bardziej.