Fabrice du Welz przenosi akcję swojego filmu do Miasta Aniołów, gdzie anioły już dawno spieniężyły skrzydła i oddają się rynsztokowym uciechom. Przyleciały z całego świata. Afryka, Meksyk, Azja, Europa, wszyscy w jednym gotującym się kotle, gdzie najważniejsze jest czerpanie przyjemności kosztem innych.
Z RPA do Los Angeles przylatuje Jacob King (Chadwick Boseman), by odnaleźć swoją siostrę Biancę. Znajduje ją tam, gdzie kończą wszystkie upadłe anioły, w kostnicy. Jacob ani myśli wracać do ojczyzny bez znalezienia odpowiedzi na pytania: kto, jak, dlaczego? Najważniejsza będzie jednak zemsta, a na jej efekty nie przyjdzie nam długo czekać, bo żadna osoba mająca związek pośredni lub bezpośredni ze śmiercią Bianci nie czuje się na tyle zagrożona, by chować głowę w piasek.
Kino zemsty powinno być z założenia seansem intensywnym i angażującym. W końcu takim, przy którym kibicujesz bohaterowi, by wymierzył jak najbardziej srogą karę. Message from the King ma tym samym tyleż samo atutów, co rzeczy niedbale wykończonych, bez wyraźnego pazura, z delikatnym tylko wskazaniem na autorskość du Welza. Nawet bohater tutaj kuleje fabularnie, bo miast być doprowadzonym do ostateczności, ściany, czegokolwiek, co wypuści z niego demony (jak w przypadku bohaterów z Kalwarii czy Colt 45), to raczej ze stoickim spokojem doprowadza sprawę do finału. Wrzenie rzeczywiście występuje, bo Jacob nie odpuszcza i tropi oprawców siostry niczym rasowy myśliwy, ale to za mało, by uwiarygodnić przemoc.
Sugestywnie i klimatycznie wypada cały kanał (ciepłe i plastyczne zdjęcia Moniki Lenczewskiej), którym spływają ludzkie niegodziwości. Narkotyki, seks, broń, uzależnienia i gdzieś tam pośród tego wszystkiego prawy, jak nic wokół, Jacob. Du Welz nakręcił solidne kino i ostatecznie uważam, że ma dużo szczęścia. Solidność może w tym przypadku wystarczyć, by być zauważonym wśród szerszej publiczności, tym bardziej, gdy poskładało się taką obsadę. Chadwick Boseman wypada bardzo przekonująco (nawet jako stonowany mściciel) i zaraz wskoczy na „top” w wyszukiwarkach po swojej Marvelowskiej Czarnej Panterze. Luke Evans to pewniak, chociaż tutaj wyraźnie w odwrocie. Jest jeszcze nieco przygaszony Alfred Molina, ale to przecież Molina, więc rzadko kiedy zawodzi. Idąc tym tropem, Message from the King na pewno będzie zauważony, chociażby ze względu na nazwiska, a Fabrice du Welz w mig rozpocznie nowy projekt.
I nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę, że brakuje tu znanej zaciętości z poprzednich filmów twórcy, to i tak seans mija bardzo przyjemnie. Natomiast wspomniane wskazanie na autorskość objawia się w scenach zamykających. Daje to też nowe światło na wszystkie poczynania Jacoba, jako anioła zemsty, który z zasady zemsty nie powinien szukać, a raczej kierować się innym zapatrywaniem na rozwiązywanie takich spraw.
Poniżej oczekiwań.