Reżyser David Leith odbił od tematu Johna Wicka (był współreżyserem pierwszej części) i skupił się na solowych projektach. Jego Atomic Blonde to skądinąd taki John Wick w spódnicy mini, w środowisku szpicli, wtyczek, wywiadu. Ekranizacja komiksu The Coldest City dotyczy szamotaniny międzynarodowych wywiadów, a areną jest Berlin w czasie zimnej wojny.
Atomic Blonde wygląda jak najlepszy drink: kolorowy, bajeczny, słodki, gdy trzeba, ale i z delikatnym kwaskowatym posmakiem. No i to wykwintne szkło, ze szlachetnie wykończoną krawędzią. Gdy wlałem już w siebie zawartość szklany, to smak okazał się taki, że mi prawie łeb urwało z zachwytu. I wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, tylko barman był jakiś ospały i całość podał o godzinę za późno…
David Leitch przekombinował. Chciał wynieść swój akcyjniak ponad zwyczajowy poziom fabularny i zaoferować szpiegowskie intrygi, twisty, zwroty, harce kotki i myszy w liczbie kilku sztuk. W ten sposób zmiksował swoją miłość do kina akcji z niepoprawną chęcią uszlachetnienia scenariusza o szpiegowską rywalizację (w efekcie nieznośnie meandryczną). KGB, Stasi, MI6 i CIA w jednym wielkim berlińskim kotle na granicy NRD i RFN w przededniu upadku muru berlińskiego.
Czas trwania: 115 min
Gatunek: akcja
Reżyseria: David Leitch
Scenariusz: Kurt Johnstad, Antony Johnston, Sam Hart
Obsada: Charlize Theron, James McAvoy, Eddie Marsan, John Goodman, Toby Jones, Til Schweiger
Zdjęcia: Jonathan Sela
Muzyka: Tyler Bates