Czy w przypadku tak starych filmów można już napisać, że powstały prawie 100 lat temu? Można. Mumia z 1932 roku Karla Freunda trzyma się wyjątkowo zacnie. I nie ma w tym tylko zasługi dobrze zmumifikowanego klasycznego potwora ze studia Universal (ten pojawia się na ekranie raptem kilka razy). To nastrój i kult starożytnego Egiptu trzyma produkcję w ponadczasowych ryzach.
Grupa brytyjskich archeologów trafia na grobowiec z mumią Imhotepa. Oprócz największego odkrycia, czyli tytułowej i wspomnianej już mumii, odnajdują kufer, którego nie powinni otwierać. Jest wyraźnie napisanie wyboldowanym fontem: nie otwierać. Rzucono klątwę i zło wszelakie spadnie na ludzkość. Nie można otwierać. Otwierają.
10 lat później w to samo miejsce trafia sir Joseph Whemple (Arthur Byron) ze swoim synem Frankiem (David Manners). W nieco tajemniczy i niepokojący sposób pojawia się u ich boku Ardath Bay (Boris Karloff) i wskazuje im miejsce, gdzie ukryty jest kolejny grobowiec… Fabuła zawiązuje się wokół tragicznej, miłosnej historii, a starożytni bogowie udowadniają ostatecznie, że potrafią stanąć po właściwej stronie konfliktu.
Nie doświadczysz tu żadnych fajerwerków, bo o takich nie ma mowy w tej historii o mumii. Opowieść Karla Freunda wygrywa tajemniczą aurą. Półmrok, oszczędne dekoracje, nieco teatralna realizacja, to wszystko sprawiło, że Mumia jest widowiskiem bardzo intymnym, a jednak wciągającym i intrygującym. Świetnie wypadła charakteryzacja Imhotepa, przy której do dnia dzisiejszego nic lepszego wymyślić i zrobić się przecież nie da. Jedyne co razi (chociaż trzeba tu oddać, że taki był wtedy styl realizowania filmów), to wykończenie. Film ścięto na ostro prawie po ostatniej akcji, bez epilogu, słowa wyjaśnienia, być może wzroku skierowanego w obiektyw operatora. Jednak całość i tak trzyma się dzielnie. Dostojny Imhotep z tubalną dykcją powoduje, że skarabeusze wstydliwie chowają się pod kamieniami. Ówczesnym widzom z pewnością przebiegał po plecach dreszczyk emocji. Pomagała w tym tajemnicza, chociaż powściągliwa muzyka, skąpe oświetlenie, długie cienie, złowrogi mrok wyzierający ze spojrzenia wezyra na dworze Faraona. Dzisiaj grozy wypisanej na twarzach widzów nie uświadczymy, a liczy się tutaj głównie specyficzna aura towarzysząca dostojnemu przedstawicielowi światowej kinematografii.
To, co uderza dodatkowo (a może dzisiaj przede wszystkim), to uchwycona atmosfera tamtych lat – Brytyjczycy byli wtedy panami świata, a Egipt, sala balowa dla prominentnych Brytoli, mienił się blaskiem wykwintnych sal balowych.
Mumię obejrzeć wypada. Tak jak wypada przyjrzeć się filmowej genezie każdego gatunku, postaci, wydarzenia. Polecam
Gatunek: horror
Reżyseria: Karl Freund
Scenariusz: Nina Wilcox Putnam, Richard Schayer, John L. Balderston
Obsada: Boris Karloff, Zita Johann, David Manners, Arthur Byron
Zdjęcia: Charles J. Stumar
Muzyka: James Dietrich