Kto jest tu od dłuższego czasu, wie, że mam słabość do takich filmów. Wszystko zaczęło się od serii Porky’s i rzecz jasna Animal House. Niezdrowe, obraźliwe, z przymrużeniem oka. Jeżeli nie lubisz tego rodzaju rozrywki, to nie idź do kina i nie smęć później wszystkim dookoła, że rzecz posiada humor niskich lotów. Naprawdę?! Ja wybrałem się na film z premedytacją wyczekując wręcz upadków, rozbitych głów i innych ekranowych przyjemności związanych z komedią tej klasy.
Zaczyna się więc jak wspomniany Animal House, czyli przyjaciółki na studiach wśród pijanego bractwa – Jess (Scarlett Johansson – bez drygu do komedii), Alice (Jillian Bell – dryg jest, ale irytujący), Blair (Zoë Kravitz, raczej komedia obyczajowa) i Frankie (Ilana Glazer, bez ikry). Później lecimy serią Kac Vegas (panieński weekend z dala od domu, 10 lat po zakończeniu nauki) i kończymy trzecim aktem, czyli Weekendem u Berniego, komedią Teda Kotcheffa z 1989 roku o gościach, którzy muszą coś z zrobić z martwym koleżką udając wciąż, że ten żyje, źle się czuje, jest pijany etc.
W praktyce, czyli w kinie, schemat nakręcony i powielany wielokrotnie sprawdza się raz za razem, jednak tylko dla smakoszy i amatorów tychże komedii (w tym i mnie). Jasne, że część humoru była przegięta, ale nie w ten niesmaczny, a raczej żałosny ton. Jest więc kilka szczególnie kiepskich fragmentów, ale jako że całość podparta jest nośną, zabawną (choć wyjątkowo często powtarzaną) fabularną osią, to seans mija bez większego bólu.
To wciąż opowieść o wątłych (jak się okazuje) znajomościach, które wskutek sytuacji granicznych definiują na nowo słowo przyjaźń. Cztery przyjaciółki plus jedna dokooptowana z czasów pozaszkolnych (Kate McKinnon, tutaj najlepsza z całej obsady) nie przebierają w środka i słowach, by najpierw się zabawić, później po sobie posprzątać. W Ostrej nocy najostrzejsze są dziewczyny, a mężczyźni przedstawieni jako ciepłe kluchy, potrzebne tylko po to, by dobrać wino do kolacji. Ciężko o tym seansie nie myśleć inaczej niż o żeńskiej zemście za wszystkie imprezowe komedie wychodzące spod rąk mężczyzn. Lucia Aniello jako reżyserka sprawdziła się więc podwójnie. Dała radę okiełznać filmową, wyświechtaną formę i dostarczyła mi płomiennej (w nielicznych momentach) rozrywki. I co ciekawe wcale bym nie był za tym, by żarty z Ostrej nocy klasyfikować jako niesmaczne, obraźliwe i wyuzdane. Były co najwyżej niegrzeczne. Niestety! 5+