Nie ma tu klasycznej historii, jasno naświetlonego celu, działań, które w następstwie prowadzą do rozwijającej się w szalonym tempie akcji. Jest trójka braci (w tym najmłodszy wciąż chowany poniekąd pod kloszem), którzy z ramienia władzy ścigają bandytów z listów gończych. Młody bardzo wyczekuje dania mu szansy sprawdzenia się w walce. Jest również brat Jessici, butny, pewny siebie, a jednak w cieniu siostry. I tylko możemy podejrzewać, jak sytuacja odbija się na jego zachowaniu. Emocje targają i bohaterami i samą naturą. Fantastycznie wypada fragment z trąbą powietrzną. Doskonale zainscenizowana i nakręcona scena. Tak nagła i tak gwałtowna jak sam charakter ludzki potrafi być, w którym to zresztą trzeba szukać odniesienia do wielu momentów w filmie. Całość jest bardzo nowatorska już na samym poziomie kręcenia i pomysłu na przedstawienie scen. Genialne jest otwarcie i moment, w którym „czterdzieści rewolwerów”, a właściwie ta bardziej upita część pod dyktando brata Jessici sieje popłoch w miasteczku. Do akcji wkracza pewny siebie Griff z narzuconym ręcznikiem po porannej toalecie. Kadrowany od pasa w dół pewnym krokiem przemierza główną ulicę. Sam pomysł na przedstawienie mitu o Griffie jest fenomenalny. Wsłuchujemy się w słowa jednego z bandziorów: „There’s only one man walks like that” i więcej wiedzieć nie musimy.
U Fullera, jak to u Fullera, fabuła nie mogła zahaczać o sztampę (tematycznie i realizacyjnie). Kobieta odziana w obcisłą czerń dowodzi bandą czterdziestu rozbójników. Szybki rewolwer, jeszcze szybszy bat, twarde reguły, kamienne serce, bezkompromisowe podejście do interesów, partnerów, życia. Singielka, która we współczesnych czasach mogłaby z powodzeniem wcielić się w twardego menadżera w krwiożerczej korporacji. Jako Jessica wystąpiła Barbara Stanwyck, nominowana w swojej zawodowej karierze czterokrotnie do Oscara. Dalej film też tylko ociera się o kinowy standard z lat 50. Kobiety na Dzikim Zachodzie są u Fullera twarde i nierzadko w rolach niespotykanych (jak dziewczyna prowadząca sklep z amunicją, czyli rusznikarz w wydaniu kobiecym).
Czterdzieści rewolwerów to jeden z ciekawszych westernów jakie przyszło mi oglądać. I chociaż nie jest to dzieło epickie i wypada w odbiorze ogólnym bardzo skromnie, to sama treść wręcz wyrywa się z jarzma narzuconego przez scenarzystę i reżysera zarazem. Fullerowi udało się (mimo wszystko) spiąć rozbiegane wątki wokół opowieści o związku kobiety z mężczyzną. To oni są najważniejsi. Twardy mężczyzna Griff (Barry Sullivan) i jeszcze twardsza kobieta Jessica. Pomimo że stworzyli wokół siebie pewną skorupę, nawet mit, to pod nią (i wcale nie tak głęboko) są po prostu ludźmi szukającymi bliskości drugiej osoby. Jak zawsze.
Czterdzieści rewolwerów to również świetne nowatorskie ujęcia (z lufy karabinu skierowanej w twarz roześmianej dziewczyny) i masa nietuzinkowej rozrywki ubranej w mądre prawdy o odpowiedzialności za rodzinę. Polecam.
Film obejrzałem w ramach wyzwania „Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Samuela Fullera”.
Czas trwania: 80 min
Gatunek: western
Reżyseria: Samuel Fuller
Scenariusz: Samuel Fuller
Obsada: Barbara Stanwyck, Barry Sullivan, Dean Jagger, John Ericson, Gene Barry
Zdjęcia: Joseph F. Biroc
Muzyka: Harry Sukman