Greg McLean (Wolf Creek, Rogue) podług scenariusza Jamesa Gunna nakręcił wyjątkowo głupkowaty kawał thrillera, który okazuje się miejscami całkiem znośny. Jednak tylko wtedy, gdy postanowisz czerpać przyjemność z akcji, a nie z fabuły. Ta bowiem jest niezmiernie prosta i wybrakowana w elementach zasadniczych, a warunkujących zachowanie bohaterów, ich wiarygodność, nawet wstęp do całej opowieści.
Budynek korporacji Belko, gdzie kolejny dzień w pracy przypomina poprzedni, CEO przybija piątkę webmasterowi, account manager flirtuje z office managerem, a cleaning staff spokojnie czeka na zmianę, by uprzątnąć bałagan po zrzuconych na posadzkę korporacyjnych ambicjach. Wszyscy schludnie odziani, pod krawatem wypełniają pola w excelu, rozmawiają z klientami, supportują itd. Wtem zasuwają się żelazne okiennice (nie ma szans, by się przebić, laserem, łomem, lutownicą), a beznamiętny głos oznajmia zasady „gier i zabaw”. Otóż z 80 pracowników w budynku, musi ubyć 30 osób (sugestia jest taka, żeby się nawzajem wybić). Jeżeli za 30 minut stan osobowy o tych 30 pracowników nie stopnieje, prowadzący rozgrywkę zabiją 60 osób! Jak? Otóż każdy z biorących udział w grze ma zaimplementowany (kiedyś tam!) wybuchowy chip(?!?!).
To wszystko nieważne, bo przecież wiadomo o co chodzi w scenariuszu. To ma być bowiem kolejny „social project” na temat ludzkich zachowań w sytuacjach ekstremalnych. Spokojni ludzie, którzy wbiją tobie widelec w oko, zmiażdżą głowę krzesłem, czy przegryzą krtań. To ma wydobyć z ludzi Belko Experiment. W jakimś tam odniesieniu to wciąż wariacja na temat prawdziwego eksperymentu więziennego w Stanford. Wszystko bowiem dotyczy tego samego. Spokojny człowiek staje się bestią, biurowy furiat wydaje się być w sytuacjach kryzysowych najbardziej opanowany. Sytuacje diametralnie inne od codziennych tworzą nowych bohaterów i antybohaterów. I w zasadzie mało kto utrzymuje swój kręgosłup w pionie. Tą samą drogą poszedł przecież Ben Wheatley w High-Rise.
Odbiegając już od samego społecznego charakteru i wydźwięku, nie da się ukryć, że Belko Experiment jest po prostu niedorzeczny. Pełen dziur, pytań, rzeczy, w które musisz uwierzyć, żeby nie wyłączyć filmu. I być może się powtórzę, ale musisz szybko odpuścić jojczenie, by odnaleźć jakąkolwiek przyjemność w obserwowaniu nihilistycznych zachowań kiedyś braci, teraz śmiertelnych wrogów.
Ten film to prosta, brutalna rozrywka, skrojona na miarę kasety video z hali targowej w latach 90. I idąc tym tropem wydaje mi się, że film został przede wszystkim nakręcony, by zebrać kilkanaście znajomych twarzy z drugiego i trzeciego planu z czasów VHS: John C. McGinley (Pluton, Wall Street, Siedem), Tony Goldwyn (Uwierz w ducha), Gregg Henry (Świadek mimo woli), Abraham Benrubi (serial Ostry dyżur), no i wciąż na topie Michael Rooker (a połowa obsady ściągnięta jest ze Strażników Galaktyki reżyserowanych przez Jamesa Gunna, tutaj autora scenariusza). Jest to tak zauważalne, że aż nurtujące. Jako forma spotkania aktorów po latach, tytuł zyskuje 🙂 5+ / 10
Gatunek: thriller
Reżyseria: Greg McLean
Scenariusz: James Gunn
Obsada: John Gallagher Jr., Tony Goldwyn, Adria Arjona, John C. McGinley
Zdjęcia: Luis David Sansans
Muzyka: Tyler Bates