Bogowie się rozkręcają, a maestro całego przedsięwzięcia Pan Wednesday (Ian McShane) pokazuje swoje bezkompromisowe oblicze.
To był wyjątkowo klarowny odcinek, a twórcy od razu przechodzą do rzeczy w przejrzysty sposób obierając na celownik największą miłość Amerykanów, broń. Uwielbieniem, oddaniem, w końcu religią można nazwać przywiązanie tego narodu do prawa do posiadania broni. Ba! Nie tylko posiadania, a jej używania. Od pierwszych scen w jasny sposób American Gods pokazuje zakłamanie, hipokryzję i jawny występek ludzi dzierżących w tej samej dłoni krucyfiks i giwerę. Przepasani miłością do chrześcijańskiego Boga wymierzają ciosy tym, którzy pragną osiąść na amerykańskiej ziemi.
To był przede wszystkim spektakularny odcinek, jeżeli chodzi o zdjęcia, a nowy operator zatrudniony do serialu Aaron Morton doskonale rozumie, że nic tak pięknie nie wygląda jak broń i amunicja na zdjęciach makro.
Nawet jeżeli to raptem kilka scen, w mig można było poczuć główny dominant w tym odcinku: piękno stali i siłę ołowiu racz nam dać Panie.
Amerykańscy bogowie – s01e06 – A Murder of Gods