Johnny Frank Garrett został skazany na karę śmierci w wieku 17 lat. Według prokuratora zgwałcił i zamordował 76-letnią zakonnicę. Miało to miejsce w 1981 roku, a wyrok wykonano w 1992 roku. Frank, lokalny głupek, który nie nauczył się czytać i pisać (bo nie mógł, jego niski iloraz inteligencji był w tym przypadku niemałą przeszkodą), okazał się idealnym kozłem ofiarnym. Poszlakowe dowody, odciski palców pobrane kilka dni po znalezieniu zwłok i zeznanie medium, które wskazało chłopaka jako winnego. Nie pomogła nawet interwencja Jana Pawła II.
Na łożu śmierci przeklął tych, którzy orzekali w sprawie, prokuratora, ławę przysięgłych i ich rodziny. Niedługo po tym miało miejsce wiele śmiertelnych incydentów z osobami powiązanymi ze sprawą. Tak było.
To dobry materiał na film i jeszcze lepszy na horror. Simon Rumley w pełni wykorzystał drobniutki budżet uciekając się do kilku realizacyjnych sztuczek, które akurat w tym przypadku okazały się dodatkowym atutem. Zbliżenia, wąskie plany, raptem kilka lokacji pokazują bohatera samotnego w swojej walce. A jest nim Danny (Sean Patrick Flanery) – ojciec, mąż, dobry duch społeczności, ateista (ale nie chwali się tym). Klątwa rzeczywiście zaczyna szaleć i tylko Danny, chociaż stoi tak daleko od spraw sakralnych, jako jedyny zaczyna brnąć w sprawę i, co ważniejsze, jako jedyny zaczyna w pewnym momencie dźwigać brzemię odpowiedzialności za wszystkich przeklętych.
Ciekawy jest cały pomysł na przyjmowanie wiary (niekoniecznie katolickiej, choć tutaj wiodącej) jako oręża do walki ze złem. Ostatecznie dźwigającym przysłowiowy krzyż okazuje się ateista, który w finale (chociaż nie wykrzykuje tego wszem i wobec) robi to co powinien. Ciekawy jest również sam koncept z akcją w środowisku konserwatywnym, takim, które zwraca się z prośbą do Boga od rana do wieczora. Przed posiłkami, w trakcie dnia i na jego zakończenie. Sądzą, że wytrwała modlitwa załatwi im otwarte bramy w niebie. Wydaje mi się, że Rumley kwestionuje ten stan rzeczy. Klątwa dosięga bez względu na to jak żarliwym jesteś katolikiem (na zewnątrz, bo de facto 10 przykazań tutaj nikt nie przestrzega).
Z drugiej strony (idąc dalej w prawdopodobnych zamierzeniach) twórca stawia wiarę na drugim biegunie, jako odległą nadzieję dla ateisty (ale widoczną). Widz sądzi, że narastająca w swoim natężeniu symbolika (cień w kształcie krzyża, łańcuszek jako podarunek, nawet światło w tomografie ukazujące się jako krucyfiks) zwiastują niechybnie jakieś boskie przesłanie. Prawda jest taka, że dostaniesz w mordę bez względu na swoje życiowe wybory.
I właśnie przez to Ostatnia klątwa jest taka gorzka i ponura, także pod względem realizacji. Przygaszone światła, żółty filtr na obiektyw, czy teksański konserwatywny klimat z white trashowymi obrazkami na przodzie. Niezły film (chociaż przyznam, że niektóre fragmenty raziły teatralnością) i przyjemna niespodzianka. 6!
Czas trwania: 95 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Simon Rumley
Scenariusz: Ben Ketai, Tony Giglio, Marc Haimes
Obsada: Sean Patrick Flanery, Erin Cummings, Mike Doyle
Zdjęcia: Milton Kam
Muzyka: Simon Boswell