Para młodych ludzi wybiega pod osłoną nocy z wolnostojącego domu. Zaraz za nimi uzbrojona dwójka mężczyzn. Uciekająca dziewczyna dostaje postrzał w plecy, mężczyźnie udaje się zbiec do lasu. Spokojne (jeszcze) i metodyczne działania dwójki agresorów pozwalają nam stwierdzić, że nie jesteśmy świadkami bezpodstawnego aktu przemocy, skądinąd bestialskiego. Wspomniany szczęśliwy uciekinier zostaje dość szybko zgarnięty przez przebywającego aktualnie na nocnej służbie policjanta (Aaron Poole). Razem jadą do pobliskiego szpitala. To tutaj bohaterowie znajdą niepewne schronienie, miejsce spełni rolę bastionu, a cała placówka będzie pretekstem, by filmowi twórcy (reżyserski duet Jeremy Gillespie i Steven Kostanski) mogli przedstawić to, co w horrorze szanują najbardziej.
The Void daje nam to, co obiecywał zwiastun. Jest bardzo mistycznie, tajemniczo, a atmosfera zagrożenia nie opuszcza nas od prologu. W zasadzie dość szybko okazuje się, że The Void jako horror (również sci-fi) spełnia swoją rolę najlepiej, gdy staje się łącznikiem miedzy kilkoma filmami Johna Carpentera. Jest przecież Atak na posterunek 13 (oblężenie, osaczenie), Coś (mutacje, brak zaufania, izolacja) oraz Książę ciemności (kult, szaleństwo, nawet finał). Czerpanie garściami od mistrza przyniosło zaskakująco dobry efekt (odnosząc się do mnogości inspiracji). Nad wszystkim zaś, mroczną aurę rozpościera pewien dżentelmen z Providence.
Brakuje niestety spójności, gdyż rozedrgany nieco scenariusz miota poczynaniami bohaterów, a sama fabularna otoczka jest trochę niejasna. Słabe strony przyszły z najbardziej klasycznej strony, czyli sztampy i podyktowanie akcji związkiem przyczynowo skutkowym. Ktoś znika, po kogoś trzeba iść, coś trzeba zdobyć, a jest na zewnątrz szpitala oblężonego przez stojących w bezruchu zakapturzonych ludzi. Chodzenie, skradanie się, oświetlanie kątów latarkami to tylko pretekst, by rozciągnąć nieco akcję (rzeczywiście filmowe 90 minut wygląda jak naciągnięte na siłę) i pokazać kolejny raz bohaterów zbliżających się do kolejnych, jeszcze mroczniejszych drzwi, schodów w dół etc. Zbyt mało uwagi zostało poświęcone jednemu bohaterowi. Środek ciężkości za często przeskakuje na różne postaci, przez co nie mogłem zostać przy żadnym z nich na dłużej i co za tym idzie, mocniej się z nim utożsamić.
Wszystkie niedociągnięcia idą w niepamięć przy widocznym ogromnym sercu dla filmowego gatunku. Nie można przy tym odmówić kanadyjskiej reżyserskiej parze odwagi. Z małym budżetem (3,5 mln w porównaniu do osiągniętego efektu robi wrażenie) i mocnym samozaparciem. Przy użyciu najszlachetniejszej w tym gatunku formy wypowiedzi, tj. efektów praktycznych, miałem wrażenie, że panowie Gillespie i Kostanski pokazali pełną wizję swojego koszmaru. Sceny są mocne, uderzenia makabry z nieoczekiwanych stron, a co najważniejsze nad wyraz gwałtowne (i niespodziewane w swej gwałtowności). Spójność wizji zdałaby egzamin lepiej, gdyby pomysły reżyserów nie rozbiegały się w tak czasami diametralnie różnych kierunkach. Jak na przykład konfrontacje bohaterów z własnymi demonami. Kłania się przy tym kolejne odniesienie do tak często powracającego ostatnio do mnie horroru sci-fi Ukryty wymiar. Więcej! Wyznanie „Liberate me” i koszmary, które przejmują kontrolę (w tamtej kosmicznej otchłani) są w The Void podane jak na tacy i to już nie projekcja, a naoczna wizyta bohaterów w piekielnym salonie.
The Void jest niezwykle udany pod względem formalnym. Za efekty praktyczne, pracę charakteryzatorów, w końcu budzącą grozę aurę zbudowaną na solidnych podstawach należy się ocena bardzo dobra. Na plus idą również posępne zdjęcia Samy’ego Inayeha wypadające najlepiej w ujęciach statycznych z pojedynczymi źródłami światła. Zasługuje na uznanie również muzyka z narastającymi dźwiękami, niczym coraz silniejszymi piekielnymi wyziewami. Ostatecznie (co ciekawe), uważam, że The Void nadaje się do wielokrotnego oglądania.
Czułem, że kilka scen, fragmentów zasługuje na powtórne obejrzenie.
Czas trwania: 90 min
Gatunek: Horror
Reżyseria: Jeremy Gillespie, Steven Kostanski
Scenariusz: Jeremy Gillespie, Steven Kostanski
Obsada: Aaron Poole, Amy Groening, Kathleen Munroe, Kenneth Welsh, Daniel Fathers
Zdjęcia: Samy Inayeh
Muzyka: Blitz/Berlin, Joseph Murray, Menalon Music, Lodewijk Vos