Intrygujący, kopiący po trzewiach i diabelski w swoim wyrazie. Czarci, demoniczny, opętany, taki, który pokazuje, że zło dotrze do celu bez względu na przedsięwzięte środki. Łkanie, szloch, płacz, jak zwał, tak zwał. W ostatecznym filmowym rozrachunku chodzi o ten moment, kiedy nie pozostaje nic innego jak tytułowy lament.
Wioska, w której rozegrają się dramatyczne wydarzenia zawsze była spokojnym miejscem. Ma się wrażenie, że oddelegowani tutaj do pracy policjanci ukończyli specjalną szkołę oficerską dla oferm i fajtłap. Ich praca ograniczała się do siedzenia w radiowozie. Gdy doszło do pierwszego morderstwa, poza zabezpieczaniem miejsca zbrodni dwójka gliniarzy (w tym główny bohater Jong-goo grany przez Kwak Do-wona) wraz z zespołem nie potrafiła ruszyć śledztwa z punktu zero. Po pierwszym morderstwie, następuje następne i następne i… pojawiają się nieproszeni gości (o zgrozo, Japończyk), ktoś zostaje opętany, do głosu dochodzą plotki o kimś, kto czyha w ciemnym lesie.
Lament to genialnie przenikający się kulturowo – gatunkowy mariaż. Koreańczyk Hong-jin Na, reżyser takich filmowych sztosów jak W pogoni, Morze żółte (znalazł się w moich 30 najlepszych filmach nakręconych w XXI wieku) ponownie uderzył w nutę, którą tutaj opanował do perfekcji. To strach, który w pewnym momencie zawładnął filmowymi bohaterami, ale (co chyba ważniejsze) w równym stopniu widzem. Chociaż powinienem się skłonić do tego, by podzielić seans na dwie części, to de facto części te tak doskonale się zazębiają i przenikają, że nie sposób dostrzec granicy. Wpływa na to oczywiście gatunkowy, wieloraki miks stylów. Jest i trochę azjatyckiego slapsticku (na pierwszy rzut oka niepasującego, w szerszym wymiarze niezbędnego). Mamy również w przeważającym tonie thriller i dreszczowiec, trochę zombie, duchy, problem z utrzymaniem w ryzach wiary katolickiej, ale i wierzeń związanych z Buddą. I ciągle pada deszcz, jakby podlewał tę farmę pełną wylęgającego się zła. Co ważne, zła, które karmi się niepewnością i uderza najmocniej, gdy bohater stoi na rozdrożu. Chciałbym napisać, że fragmenty zawieszone w swoim suspensie wypadają najlepiej. Ale nie! Trwogi i zamierzonego „WTF?!” jest tu od cholery. Czy nie za dużo tego na jeden film? Nie. Niech się przelewa, niech leje się ta treść po podłodze, kafelkach, drodze, wszędzie. Wyciągniesz z tego tyle, ile dasz radę i odejdziesz od stołu syty. Zawsze.
Przepiękny krajobraz, miejscówki nie do ogarnięcia dla mieszczucha, również dla filmowych służb policyjnych. Zapuszczona w zieleni kraina jawi się tu jako diabelski portal, gdzie zło z różnych baśni, podań, folklorystycznych doniesień przypuszcza kolejne ataki na bogu ducha winnych mieszkańców. A ci wciąż wierzą, że to co niematerialne można zwalczyć egzorcyzmami i modlitwą.
Spektakularny, gdy trzeba spokojny. zaskakująco groźny i efektownie wykończony gdy do głosu dochodzi horror. Piękny kawał rozpasanej gatunkowej wariacji, która ani myśli brać jeńców.
Czas trwania: 156 min
Gatunek: horror, thriller
Reżyseria: Hong-jin Na
Scenariusz: Hong-jin Na
Obsada: Kwak Do-won, Jung-min Hwang, Woo-hee Chun, Jun Kunimura
Zdjęcia: Kyung-pyo Hong
Muzyka: Jang Young-gyu