Od pierwszej zapowiedzi Kong: Wyspa Czaszki wzbudzał niemałe emocje. Jak to wygląda, jaka obsada, jaki klimat! Nadszedł dzień, kiedy można zmierzyć się z legendą, pierwszym potworem popkultury o złotym sercu. Jakie jest jego najnowsze oblicze, jak ostre ma kły i czy wejdzie na jakiś wysoki budynek, z kim będzie walczyć i co zniszczy?
Na początku odniosę się do rzeczy najbardziej rzucającej się w oczy, czyli wizualnej strony filmu. Tak jak wspomniałem, przedpremierowe zapowiedzi i plakaty pobudziły apetyty kinomanów na całym świecie. Jak jest w rzeczywistości? Kolorowo. Czasami jak na mój gust, za bardzo (zwłaszcza w przeedytowanym graficznie prologu). Wszelkie filtry rozpanoszyły się po tym filmie niczym dzika zwierzyna po Wyspie Czaszki i początkowo może to nieco przytłoczyć i zniechęcić. Po kilku scenach jednak, gdy do głosu zaczął dochodzić też operator kamery, a później wręcz popisowo sypać kadrami niczym z piekielnych pocztówek, można poczuć niezwykły klimat miejsca, gdzie żyje Kong. O to chodziło, jesteśmy w domu!
Kolejna sprawa to genialna obsada. Tom Hiddleston, John Goodman, Brie Larson, Toby Kebell, John C. Reilly i Samuel L. Jackson. Na papierze wygląda to rewelacyjnie, nieprawdaż? W praktyce nie jest już tak świetnie, niestety. Dlaczego? Najzwyczajniej w świecie scenariusz nie daje rozwinąć skrzydeł niektórym aktorom tak bardzo, jakby wydawało się to możliwe. Mam na przykład wrażenie, że Tom Hiddleston zagrał w tym filmie tylko i wyłącznie dlatego, aby mieć w CV rolę nieco niedostępnego, ale dobrego twardziela z wielką spluwą, która niewątpliwie przyda mu się w staraniach o rolę Jamesa Bonda. Oczywiście nie ma mowy tutaj o żadnej wtopie czy fuszerce, wszyscy trzymają fason i profesjonalny poziom, ale nie licz na aktorskie fajerwerki. Tutaj gwiazdą ekranu jest brutalny Kong i jego świat.
Rewelacyjny od początku do końca jest natomiast soundtrack. Rockowe hymny rozbrzmiewające do sunących po niebie wojskowych helikopterów z zachodzącym słońcem na horyzoncie – istna perła audiowizualna. Akcja filmu dzieje się w latach 70. ubiegłego wieku, na sam koniec wojny w Wietnamie, więc wszystkie utwory puszczane ze szpulowych magnetofonów przeniosą Was wprost do świata bohaterów filmu. Korelacja obrazu z dźwiękiem stoi tutaj na najwyższym poziomie. Nie mówię tylko o muzyce, ale także o wszelkich rykach, strzałach, łamiących się drzewach, dźwięku wody itd.
Nieco słabiej natomiast wypadają efekty specjalne. Niemal na początku filmu, wyprawa, która ma na cel zbadanie Wyspy Czaszki wlatuje w ogromną burzę. Moje pierwsze skojarzenie, gdy zobaczyłem ścianę ponurych chmur i piorunów to Mad Max: Na drodze gniewu. Niestety, zarówno burza, jak i niektóre ze stworzeń żyjących na dzikiej wyspie rażą okazjonalnie sztucznością. Sam Kong też nie jest zrobiony jakoś rewelacyjnie. O wiele cieplej wspominam King Konga z filmu w reżyserii Petera Jacksona z 2005 roku. Dwanaście lat różnicy a technologia nie tylko nie poszła do przodu, ale wręcz się uwsteczniła? Pachnie mi to dziurami w budżecie filmu lub brakiem doświadczenia ekipy od efektów specjalnych i przykrywaniem pewnych wizualnych niesnasek masą filtrów i sztuczek graficznych niczym w grach wideo. Czyżby za dużo pieniędzy poszło na znane nazwiska z których uformowano wabiki doskonałe?
Jak na kino przygodowe przystało, sporo tutaj akcji, emocji i naprawdę niespodziewanych śmierci. Zza każdego krzaka na Wyspie Czaszki wyskakuje coś nowego, co sprawia, że widz niczym zahipnotyzowany daje się wciągnąć w tę przygodę i przez dwie godziny nią żyje. Twórcy bardzo dobrze rozłożyli akcenty narracyjne i chociaż można przyczepić się do przewidywalności fabuły i niemal podręcznikowego podziału postaci na pewne role, to nie zakłóciło to jakoś wyjątkowo mojego udziału w tej intrygującej ekspedycji o niespodziewanym przebiegu.
Jeśli lubisz kino przygodowe, nakręcone w świetnej stylistyce i genialną, choć nieco fasadową w swoim jestestwie obsadą to szczerze polecam Kong: Wyspę Czaszki. Tylko na wielkim ekranie da się docenić wizualny kunszt tego filmu, który jest jego drugą co do wielkości zaletą. Pierwszą jest oczywiście wielka jak wieżowiec małpa strącająca helikoptery niczym bańki mydlane.
Szymon Szeliski
czarnadziura.weebly.com
Czas trwania: 118 min
Gatunek: Przygodowy, Akcja
Reżyseria: Jordan Vogt-Roberts
Scenariusz: Dan Gilroy, Max Borenstein, Derek Connolly
Obsada: Tom Hiddleston, John Goodman, Brie Larson, Toby Kebell, John C. Reilly, Samuel L. Jackson
Zdjęcia: Larry Fong
Muzyka: Henry Jackman