Reżyserski duet, czyli Michael Powell i Emeric Pressburger jako team The Archers, nie wyniósłby swojego Czarnego narcyza na poziom spektakularny, gdyby nie John Cardiff. Tak jak dla Coppoli darem z niebios był Vittorio Storaro przy Czasie Apokalipsy, tak dla The Archers darem był Cardiff (przypadków tak doniosłej kolaboracji reżyser – operator jest oczywiście w kinie co nie miara, jednak rzeczywiście w obu wspomnianych przypadkach nie da się opowiedzieć o tytułach bez wspominania sfery wizualnej). Cardiff wystąpił tutaj nie tylko w roli operatora, ale artysty malarza, który dał światowej kinematografii jeden z najpiękniejszych filmów. I rzeczywiście jest tak, że Czarnego narcyza na początku seansu najpierw się ogląda, później „odczytuje” fabułę. Na szczęście scenariusz jest tak pierwszorzędnie napisany, że razem ze wspomnianą sferą wizualną całość szybko przechodzi we frapującą, tajemniczą i przede wszystkim wybitną jedność.
Angielskie zakonnice pod przewodnictwem siostry Clodagh (Deborah Kerr) zostają oddelegowane do poprowadzenia placówki w Himalajach. Zespół budynków teoretycznie nadaje się idealnie do szukania boskich iluminacji, jednak szybko okazuje się, że „przeznaczenia” rzeczonemu miejscu nie da się ot tak „nadać”. Hinduski generał, który trzymał tutaj zastępy swoich uległych żon, teraz zamierza prowadzić zgoła inną politykę. Ma być szpital, szkoła, ogród! Oddaje więc obiekt w dobre ręce i nikt nie protestuje, bo wszyscy zdają się wiedzieć, że klimat tej specyficznej lokalizacji zrobi swoje. Powątpiewającym w misję sióstr jest przede wszystkim Dean, pan Dean (David Farrar) – postać kluczowa. Łącznik z generałem, Angol, który odnalazł tutaj spokój (tak mu się wydaje). Przystojny, charyzmatyczny, trochę grubiański, złota rączka, do którego siostry zwracają się, ba! muszą się zwracać przy każdej wymagającej mężczyzny potrzebie.
Zamknięte w habicie siostry zderzają się z kulturą, której nie są w stanie zrozumieć. Okoliczni mieszkańcy traktują przyjezdne raczej jako formę przejściowej egzotyki i robią swoje, łącznie z miejscowym „świętym”, poliglotą, który nic nie mówi, a całymi dniami przesiaduje w pozycji lotosu wlepiając sędziwy wzrok w piękne górskie szczyty. I właśnie w takim klimacie rozgrywa się historia uwalniania swojego skrytego ducha. Pojawiają się wątpliwości, a wraz z nieustającym wiatrem przybywają demony z przeszłości. Zaraz, zaraz. To wcale nie demony, a normalne ludzkie potrzeby, pragnienia, życie.
W tych szczególnych okolicznościach przyrody pojawiają się pytania o słuszność, pytania o przeszłość, w końcu pytania o uczucie. The Archers stworzyli poniekąd historię uniwersalną, w której miejsce w znamienny sposób oddziałuje na „intruzów”. Nie zmienia ich jednak, a sprawia, że stają się sobą. Wszystko podszyte jest wysublimowaną, nawet oniryczną formą erotycznego thrillera opartego na trójkącie ukrytym w cieniu habitu! Ta uniwersalność przedstawiona jest w sposób charakterystyczny i naprawdę nie trzeba wielkiej wyobraźni, by przełożyć sobie akcję na inny czas, miejsce, warunki. Wystarczy on i one. Ten thriller, o którym wspomniałem, w swoim (nawet!) mrocznym wizerunku uderza najmocniej w finale, gdzie ma aspiracje, by stanąć u boku szacownych dreszczowców. Paul Verhoeven, jeżeli oglądał, a oglądał z pewnością, bawił się na seansie wyśmienicie!
Być może trąci trochę myszką sposób prowadzenia niektórych postaci, ale trzeba wziąć poprawkę na to, że panowie Powell i Pressburger chcieli otulić swoją „historię na miłosny trójkąt” w baśniową aurę. Stąd też zapewne pojawiające się niektóre groteskowe postaci, nadekspresja na drugim planie i klimacik o rzut kamieniem od Bollywood. Niemniej docenicie i zakochacie się po raz kolejny w fenomenie Technicoloru. Być może się przestraszycie, a już na pewno będzie zaskoczeni!
Trochę zwodniczy, finezyjny, miejscami liryczny. Musicie go zobaczyć.
Czas trwania: 100 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Michael Powell, Emeric Pressburger
Scenariusz: Rumer Godden (na podstawie powieści), Michael Powell, Emeric Pressburger
Obsada: Deborah Kerr, Flora Robson, Jenny Laird, Judith Furse, Kathleen Byron, David Farrar
Zdjęcia: Jack Cardiff
Muzyka: Brian Easdale