Nie, zdecydowanie nie wystarczy zmienić obrazu na czarno-biały, innymi słowy zmienić jednego parametru by otrzymać rzecz, o której zawsze marzył George Miller. Marzył tak bardzo, że w końcu udało się wydać Black & Chrome na ogólnodostępnych nośnikach. Te marzenia sięgają jednak jeszcze dalej, bo do czasów Wojownika Szos, który w założeniu reżysera również miał być wydany w czarno-białych kolorach. Taki obraz niezwykle jednak ciężko przeforsować u producentów, więc Miller musiał czekać. Teraz w końcu możemy cieszyć się z pełnej wizji Australijczyka.
Black & Chrome to specjalnie przygotowana wersja kolorystyczna, z nową głębią, plastyką, a w rezultacie odczuwaniem świata post-apo według pierwotnego zamierzenia artysty. I coś musi być na rzeczy, bo w każdym materiale i każdej zapowiedzi, w tym również we wstępie do Black & Chrome, Miller mówi, że „ta” wersja jest jedyną słuszną. Dobro i zło, kolory bieli i czerni, które w kinie akcji w swoim zwodniczym tańcu jeszcze nigdy nie mieszały się tak bardzo tutaj są wyniesione na poziom spektakularny.
Co tym samym zyskuje obraz Millera? To nadal jest arcydzieło w swoim gatunku i to nadal jest najlepszy film nakręcony w XXI wieku. Teraz dodatkowo stał się jeszcze bardziej posępny i nihilistyczny. Co ciekawe, przez ów zabieg dostaliśmy nową perspektywę. Ten świat jest jeszcze gorszy, brudniejszy, a jednocześnie bardzo piękny w swoim genialnym i czystym kadrze.
Millerowi należy się wielki szacunek za to, że doprowadził swoją wizję do końca. A jakbym miał kino to Fury Road leciałby tylko w wersji Black & Chrome.
Dodatki na płytach.
Wrażenie robią seny dodatkowe, a dokładniej dwie z trzech udostępnionych. Brutalne, mocne, przy których wrażliwsi stwierdzą: „Po co to. To zupełnie niepotrzebne”.
Maximum Fury: Filming Fury Road. Podstawa każdego porządnego filmowego wydawnictwa, czyli kulisy powstawania produkcji. 3500 grafik storyboardu, omówienie każdego rysunku, analiza i burza mózgu dotycząca każdego ujęcia. Patenty, ciekawostki, anegdoty z planu. Historie o tym jak powstawały pomysły na planie, jak je udoskonalono. Mnóstwo materiałów z wielotygodniowych(!) przygotowań do nakręcenia jednej sceny. To crème de la crème na płycie
Mad Max: Fury on Four Wheels. Filmowe samochody i ich uzbrojenie Interceptor Maxa, Gigahorse Wiecznego Joe zbudowany na podstawie dwóch modeli Chevrolet coupe de villes 1959, Excavator, Doof Wagon z szalonym gitarzystą. Wszystkie zrobione jako modele (sporych rozmiarów), by później zaistnieć w skali 1:1. W końcu War Rig, o którym sam George Miller wypowiada się jako o pełnoprawnym bohaterze filmu. To nie tylko środek transportu. To broń, twierdza, schronienie i nadzieja. Zbudowany z wielu pojazdów, a gdzieś tam u podstaw była czeska Tatra!
The Road Warriors: Max & Furiosa, czyli krótki rzut na relacje pomiędzy bohaterami. Do postaci „wprowadzają” nas Charlize Theron i Tom Hardy, którzy pokrótce opowiadają o zależnościach, pomyśle na Furiosę i Maxa oraz o tym jak widzą lub odczytują wizję Millera dotyczącą tej dwójki.
The Tools of Wasteland. Fascynujący dodatek, czyli 15 minut dla ludzi od kostiumów i gadgetów ze świata Mad Maxa. Poraża tu ilość szczegółów, elementów, którymi zajmują się artyści, a my widzowie widzimy je przez chwilę na ekranie. Tak jak 50 pięknych kierownic na stosie, z których każda jest inna i szczególna, bo każdy ze sługusów tyrana musi mieć inną. Stroje, kaganiec Maxa, rękawica Furiosy, wszystko jest dokładnie omówione i pokazywane przez artystów, którzy wykonywali te przedmioty. Broń, samochody, deski rozdzielcze. I wszędzie szczegóły, szczegóły, szczegóły. Żłobienia, rysunki, ornamenty. Ogrom pracy. W późnych latach 80. takim sprzętem można by obsadzić z 10 produkcji post-apo.
The Five Wives: So Shiny, So Chrome. 10 minut dla dziewczyn Wiecznego Joe. Aktorki wcielające się w role ulubienic wspominają produkcję, sześć miesięcy na pustyni, własne pomysły na kostiumy. Szczególnie ładny dodatek 🙂