Karbala to epizod dramatyczny, bo prawdziwy. To epizod, w którym polscy żołnierze stacjonującego oddziału w Iraku utrzymali przez trzy doby City Hall, a później nie było o tej zasłudze żadnej wzmianki, bo tak było po drodze wywiadowi amerykańskiemu.
Z Karbalą i wygłaszaniem peanów na temat produkcji jest trochę tak, jak z każdym naszym filmem zahaczającym o narodową dumę, ważny moment w historii lub też wielkiego dla jednych, a małego dla innych Polaka. Karbala to film ważny, ale kiepski. To film wojenny, który lepiej by wypadł, gdyby trafił do telewizji i wtedy można by z dumą stwierdzić: „O! Jakie porządne rodzime produkcje serialowe teraz robią!”. Normalnie więc tytuł powinien być opieczętowany jako „straight to DVD” i tyle by go widzieli.
Seans jest przewidywalny do bólu, jeżeli chodzi o zachowania głównych bohaterów. Ten, który zawiódł na początku da się poznać jako bohater w finale. Butni będą musieli zweryfikować swoje nastawienie do świata i wojny przede wszystkim. Karbala ma dialogi, które nie zachęcają widza do skupienia się na kolejnych rozmowach. Ma również kilka rozpoczętych wątków, lecz urwanych, nie pociągniętych (takich, które mogłyby być ciekawe, bo pokazują wydarzenia z innej perspektywy). Epizod z bułgarskimi specjalistami w tym filmie to jakiś blamaż realizacyjny. W końcu byli, czy nie byli? Wiadomo, że byli, bo na to wskazują prawdziwe doniesienia. Jednak tutaj, ten fragment jest potraktowany co najmniej kuriozalnie. Bułgarski kapitan wychodzi, widz wie, że jego ekipa będzie pomagać (chociaż tego nie widzimy). Później wiemy, że się udało. I już. To działo się zapewne po drugiej stronie budynku.
Szarpany montaż i sceny-kalki to kolejny minus produkcji. Widziałem dosłownie trzy identyczne momenty z przejazdem kamery wokół wielkiego ochronnego bloku z kończącym kadrem – żołnierzem ujętym z boku, kucającym i oddającym serię w kierunku przeciwnika. To samo ujęcie, ten sam czas, ten sam kąt. To boli, tym bardziej, iż w rękach operatora widać prawdziwy fach i możliwości (fragment z odbijaniem cywili – dłuższe ujęcia, spokojna kamera i większa perspektywa). Boli też nieumiejętnie oddana skala akcji – obrona City Hall. Widz mógł się skupić tylko na 100 metrach, gdzie miała miejsce wymiana ognia. Wiedziałem skąd nadchodzi przeciwnik i wiedziałem, że na końcu są barykady, nic więcej. Szerszy rzut na okolicę z pewnością by pomógł. Oczywiście zdaję sobie sprawę z niemożności realizacji takich pomysłów, głównie ze względu na budżet, jednak mając niewiele do wydania twórca może skupić się na scenariuszu, sferze psychicznej głównych bohaterów. Nie za duży budżet to również szansa, by robić film skromny, naświetlający w sposób znaczący charaktery bohaterów, to co przeszli i jak wydarzenie ich zmieniło. Tutaj tego zabrakło.
Karbala rzeczywiście ma ambicje, lecz w ogólnym wymiarze wygląda jak biedne kino z kraju, gdzie kinematografia nie potrafi mierzyć sił na zamiary. Na domiar złego mając do dyspozycji tak świetnych aktorów czułem, że przez ograniczony scenariusz nie są w pełni wykorzystani, np.: rozciągane na siłę sceny poza „akcją”, dialogi nie mające wpływu na rozwijające się wydarzenia, kolejny niewykorzystany wątek braci na froncie. Trochę tego było… I nie zamierzam stosować taryfy ulgowej, bo „jak na nasze możliwości, to wyszło dobrze”.
Wyszło średnio.
Czas trwania: 115 min
Gatunek: Wojenny
Reżyseria: Krzysztof Łukaszewicz
Scenariusz: Krzysztof Łukaszewicz
Obsada: Bartłomiej Topa, Antoni Królikowski, Michał Żurawski, Leszek Lichota
Zdjęcia: Arkadiusz Tomiak
Muzyka: Cezary Skubiszewski