Brother to kino gangsterskie rodem z Japonii, z „honorowymi” zagraniami członków Yakuzy, z całym ich twardym, bezwarunkowym pojmowaniem zasad, które wchodzi na pełnym gazie w półświatek Los Angeles. Czarni dilerzy, włoska mafia, slumsy, meliny. To świat, który powita Aniki Yamamoto (Takeshi Kitano) po zesłaniu z ojczyzny. Tam, stając w środku zarzewia kolejnej wojny pomiędzy klanami yakuzy musi wybrać. Albo śmierć, albo ucieczka do Los Angeles. W Mieście Aniołów odnajduje swojego przyrodniego brata, który wyjechał do Stanów na studia. Brat już nie studiuje od dawna i studiów chyba nigdy nie ukończył. Został dilerem niższego sortu. Jednak Aniki widzi zbyt wiele marnującego się potencjału u czarnych chłopaków, by nie zaingerować w lokalne szemrane biznesy. Wykorzystując swoje umiejętności prowadzi gang brata na sam szczyt. Wiadomo jak jest na szczycie – stromo i mało miejsca…
Kitano jako reżyser zderzył w Brother dwa światy. Ożenił gangsterski, zachodni outfit z zasadami yakuzy. W rezultacie wygląda to bardzo egzotycznie i jednocześnie dostarcza mnóstwo frajdy, gdy możemy obserwować nieporadne próby przeniknięcia się dwóch kultur. Yakuza jest wciąż brutalna i w zasadzie nie różni się niczym od yakuzy znanej z wcześniejszych obrazów Kitano (Sonatine, Punkt zapalny etc.). Jednak już sam członek yakuzy – mieszkaniec Azji został sportretowany jako człowiek ciekawy świata, potrafiący „bratać” się z zachodem. Nawet jeżeli wygląda to dość nieporadnie (mini gierka w koszykówkę), to ambicji nie można mu odmówić. Potwierdzeniem porozumienia ponad kulturami jest przyjaźń Aniki i Denny’ego (Omar Epps) jednego z czarnoskórych braci. Kitano – reżyser udowadnia, że ani kolor skóry, ani wychowanie w poszanowaniu do własnych zasad nie musi mieć wpływu na stosunek dwójki ludzi do siebie. To najlepszy element filmu, czyli obserwowanie przez widza rodzącej się zażyłości, braterskiej przyjaźni pomiędzy tak różnymi ludźmi. A początki nie były łatwe! Na „dzień dobry” Aniki zręcznym ruchem nieomal zarżnął tulipanem z butelki przechodzącego Danny’ego. Chwilę po ulicznym, zwykłym potrąceniu.
U Kitano najważniejsze jest hołdowanie przyjaźni, która nie zna języka, czy narodowości. Liczy się kumpelska sztama, śmiech w tym samym momencie, te same reakcje. Ta przyjaźń brutalnego członka yakuzy i niemniej doświadczonego zabijaki z Miasta Aniołów jest wyniesiona na poziom szczególny, bo obaj panowie przejawiają miejscami zachowania, o które pewnie nikt by ich nie podejrzewał.
Cały seans, gangsterski sznyt w wykonaniu twórcy, tak miejscami leniwy i ospały, a miejscami bardzo brutalny i agresywny pozwala stwierdzić, że Brother jest bardzo typową produkcją w dorobku Kitano. Piszę tu oczywiście o autorskim stylu reżysera.
Jednocześnie chciałbym napisać, że film odstaje od dotychczasowego charakteru poprzednich dzieł 'Beata’. Jest inny i co ciekawe przypomina mi Ghost Doga Jima Jarmuscha. I nie chodzi tu o Jarmuschowską poetykę, a samą stylistyczną osobliwość, próbę zestawienia (i końcowy efekt) nazwiska twórcy z gatunkiem.
Film obejrzałem w ramach wyzwania „Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Takeshiego Kitano”.
Czas trwania: 114 min
Gatunek: Dramat, Kryminał
Reżyseria: Takeshi Kitano
Scenariusz: Takeshi Kitano
Obsada: Takeshi Kitano, Omar Epps, Ryo Ishibashi
Zdjęcia: Katsumi Yanagijima
Muzyka: Joe Hisaishi