B-klasowa szmira sprawdziła się zaskakująco dobrze. Mam jednak przekonanie graniczące z pewnością, że niezły odbiór seansu wynika z mojego nader rzadkiego obcowania z kinem tej klasy.
Zawsze zaczyna się od wypadku. Tak też jest i tym razem. Właściciel wyciągu prezentuje rosyjskiemu inwestorowi nowatorskie urządzenie do produkcji śniegu. Coś tam nie wyszło, coś się zepsuło i Rosjanin został podtruty podejrzanym specyfikiem. Nie wygląda najlepiej, ale pertraktacje trzeba kontynuować! Najlepszym do tego miejscem będzie znajdująca się nieopodal knajpa, czyli potańcówka, alkohol i kilka nowych postaci na scenie. W tym profesjonalny snowboardzista Steve, który tego samego dnia brał udział w nagrywaniu swojego skoku z helikoptera. Skok wyszedł co najmniej spektakularnie, ale zdecydowanie nie po myśli ekipy realizacyjnej. Po incydencie zostaje z nim zerwany kontrakt w trybie natychmiastowym. Steve, jego dziewczyna i przyjaciel są zmuszeni pozostać na stoku, a noc przyjdzie im spędzić we wspomnianej wcześniej uroczej knajpce. Rzeczonej nocy będzie tam wyjątkowo tłoczno!
Tyrolskie Zombie zyskują z pewnością na grupowych, suto zakrapianych seansach. Właśnie wtedy każdy padający z ekranu suchar być może wypada szlachetnie. Ba! Może nawet śmiesznie? A tak… Rozumiem reżyserski zabieg, by stworzyć komedię – horror oparty na niesłabnącej popularności zombie, przy użyciu b-klasowej stylistyki. Austriacki horror wypada świetnie jako gore-festiwal, gdzie wyobraźnia twórców wydaje się być nieograniczona. Pod tym względem Attack of the Lederhosen Zombies (oryginalny tytuł!) ogląda się wyśmienicie. Hektolitry krwi, wnętrzności, wielokrotne dekapitacje, rozczłonkowywanie, podano do stołu! Co ciekawe, suche dowcipy przechodzą też na suche akcje (przelot snowboardem po czerepach i ścinka kilku z nich), które jednak nie psują frajdy oglądania. Szkoda tylko, że zaangażowani do filmu aktorzy za bardzo wczuli się w kino z nalepką „straight to dvd”. Niemrawi i do bólu sztywni nie potrafili nawet porządnie zepsuć dowcipu.
Żałuję również, że w tak doskonałej scenerii, przy wciąż nośnym temacie i kadrami nasączonymi krwią umarłych zabrakło golizny. Tak! Co jak co, ale komedia – horror o snowboardzistach uwikłanych w zombie – apokalipsę, z tak przaśnym humorem jak nic powinna być opatrzona morzem nagich biustów. Tego zabrakło. Niemniej jest to wciąż niezły tytuł. Z ładnymi zdjęciami (kolory!), dobrymi efektami i patentami na kolejne hardcorowe egzekucje bogu ducha winnych zombiaczków.
Za możliwość obejrzenia filmu dziękuję
Czas trwania: 78 min
Gatunek: Horror, Komedia
Reżyseria: Dominik Hartl
Scenariusz: Armin Prediger, Dominik Hartl
Obsada: Laurie Calvert, Gabriela Marcinková
Zdjęcia: Xiaosu Han, Andreas Thalhammer
Muzyka: Paul Gallister