Stalowo niebieskie kolory, które odzwierciedlają zimne, apatyczne nastawienie do drugiej osoby. Padający nieustannie deszcz, który zgasi każdy pojawiający się na chwilę żar. W końcu obraz, czyli tak nietypowy dla współczesnego kina format 4:3, w którym widz ma szanse skupić się na jednostce i jej pragnieniach. Tych, które kiedyś były i tych, które nigdy nie zostaną zaspokojone.
Jedno jest pewne, japoński reżyser Shin’ya Tsukamoto opowiedział o małżeństwie, problemach i pustce. Główni bohaterowie – Rinko (Asuka Kurosawa) i Shigehiko (Yûji Kôtari), mąż i żona to para, która dzieli swoje życia, mieszkanie, ale już nie małżeńskie łoże. Jako mieszkańcy ogromnej metropolii, zostali przez nią dosłownie wchłonięci. Jednak Rinko i Shigehiko są na różnych etapach zawłaszczenia przez dojmujący w społeczeństwie letarg. Ona jest pracownikiem telefonu zaufania i wydaje mi się, że tylko dzięki takiemu charakterowi pracy posiada jeszcze jakieś pokłady empatii. Poza tym stara się być dobrą żoną angażującą się w sprawy domowego ogniska. Jako że Tsukamoto tematem przewodnim swojego filmu uczynił seksualność, sportretował Rinko jako kobietę, która ze swoimi pragnieniami nie ma szans uzewnętrznić się w domu. Robi to tylko w samotności. Jest o krok od wygaszenia, śmierci własnej kobiecości opartej na wyrażaniu erotyzmu. Masturbuje się, czerpie przyjemność w ukryciu, zamiast cieszyć się radością łóżkowego spełnienia z partnerem, w którym przecież swego czasu musiała być zakochana. Shigehiko, małżonek pracujący jako sprzedawca, komiwojażer jest już całkowicie wchłonięty przez tryby pracy, miejską fabrykę. W domu zachowuje się jak znerwicowany pedant próbując doczyścić każdy doczyszczony od dawna element. Dbając przesadnie o higienę próbuje wyzbyć się wszystkiego co ludzkie. Jak maszyna, która nie przejawia zainteresowania uczuciami, a poświęca całą uwagę temu, by dumnie zasłużyć na miano jednostki czystej i posłusznej regułom narzuconym odgórnie. Innymi słowy Shigehiko zachowuje się jakby był już mocno osadzony w roku 1984 Orwella. Dla Rinko wciąż jest nadzieja. Reżyser wie, że ta dwójka nie ma szans sama poradzić sobie z problemem. Do gry zostaje więc wprowadzona trzecia osoba dramatu.
Próbę zburzenia apatycznej miernoty próbuje dokonać trzeci bohater tej przejmującej opowieści – Iguchi (w tej roli sam reżyser). Niegdyś rozmówca telefonu zaufania, gdzie pracuje Rinko. Pamięta ją i wyraźnie go zaciekawiła. Robi jej zdjęcie podczas intymnej próby złapania chwili rozkoszy z samą sobą. Szantażuje ją i zmusza do kolejnych kroków w imię wyzwolenia otwartej seksualności, uwolnienia kobiecości, tak skrzętnie skrywanej pod połami przydługich sukien. Rozpoczyna się rozgrywka, w której Iguchi owładnięty potrzebą wypełnienia swojej misji pcha Rinko w kierunku samwyzwolenia. Co ciekawe, „terapeuta” próbuje również dotrzeć do Shigehiko. Tutaj podjęte środki muszą być zgoła inne. Brutalniejsze, bardziej drastyczne. „Leczenie” w tym przypadku to przekraczanie granic, gdzie cel powinien uświęcać środki.
W A snake of June filmowy twórca stosuje środki radykalne, by wybudzić swoich bohaterów z wszechogarniającego letargu. Odważne zabiegi realizacyjne mają pomóc widzowi w zrozumieniu jaki „klimat” roztacza się nad zobrazowanymi w filmie jednostkami. Za zasłoną deszczu, za niebieskim zimnym kolorem rozgrywa się kolejny dramat uśpionego pożądania. Shin’ya Tsukamoto nakręcił film o poważnym problemie współczesnych małżeństw. Zdecydowanie zbyt szybko odwracamy się od ukochanej/ukochanego miast szukać, eksplorować seksualność, by rozgrzana czerwień pierwszych pocałunków nigdy nie miała szans przybrać kolorów narzuconych przez japońskiego twórcę.
Czas trwania: 77 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Shin’ya Tsukamoto
Scenariusz: Shin’ya Tsukamoto
Obsada: Asuka Kurosawa, Yûji Kôtari, Shin’ya Tsukamoto
Zdjęcia: Shin’ya Tsukamoto
Muzyka: Chu Ishikawa