Ostatni film Andrzeja Wajdy Powidoki będący próbą przedstawienia widzom sylwetki Władysława Strzemińskiego, malarza, pedagoga i pioniera awangardy to obraz niezwykle… nudny. I nudne jest tu wszystko. Niestety sama historia nie ma prawa porwać, bo przez słabo rozpisanych bohaterów na kartach scenariusza, nie ma kim tej historii wypełnić.
Lata 50., w których rozgrywa się akcja, są oczywiście przygnębiające, przytłaczające i depresyjne. Autor zdjęć Paweł Edelman celowo stonował kolory na zewnątrz, żeby zestawić je z żywymi barwami na obrazach Strzemińskiego. I rzeczywiście kontrast uzyskano wyśmienity. Ta jedna z nielicznych rzeczy, czyli malowanie jako ucieczka ze zgniłej rzeczywistości zdała egzamin. Bogusław Linda wcielający się w głównego bohatera również wygląda i gra świetnie, jak zawsze. Ale Linda ma tak naturalną charyzmę, że może deklamować wiersze z przedszkola, a i tak przyjemnie będzie się go słuchało. Zdjęcia i jeden aktor (bądź co bądź filar tej historii) to za mało.
Zawiodło wiele rzeczy, na czele ze scenariuszem. I tylko dzięki mojej wyobraźni potrafiłem sobie (prawdopodobnie nieświadomie) dodać całą ponurą otoczkę w tej historii. Bodaj największą siłą miał być wizerunek człowieka, który się nie poddał. Kolejny po sztandarowych „ludziach” Wajdy, który powiedział władzy „nie”. Na pytanie urzędnika: „Musi pan w końcu wybrać. Za kim pan jest?”, Strzemiński mówi: „Jestem za sobą”. I wierzę w te słowa, bo wypowiada je Linda – aktor, ale całe tło opowieści mówi: „Tu nic się nie dzieje, nie musisz się tak buntować panie Strzemiński”. I rzeczywiście miałkie i bez werwy jest tu wszystko (i proszę nie tłumaczyć miałkości i braku werwy czasami PRL-u). Minusów jest więcej. Źle wypadła córka malarza, czyli wcielająca się w tę rolę Bronisława Zamachowska – powtarzające się gesty, ciągle te same sekwencje. Kiepsko wypadły czarne charaktery, czyli ludzie władzy, bez ikry deklamujący kolejne oskarżenia. Ale najgorzej wypadło całe kółeczko Strzemińskiego, czyli wpatrzeni w niego studenci (Strzemiński był wykładowcą w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych). Było ich z 6-7 i każdy jak na zawołanie przybierał tę samą postawę, albo szeroki uśmiech, albo równoczesny szczebiot („A teraz wszyscy rozmawiacie. Teraz!”), albo wpatrywanie się z zachwytem w mistrza. I wszyscy patrzyli tak samo. Tak samo, jakby właśnie skończyli ten sam wykład w szkole aktorskie z lekcji „Patrzymy z podziwem”. Pastwię się, bo to było przeraźliwie sztuczne, złe i… dziwne.
Ten film mógł być dobry. Niestety, pomimo całego szacunku do Wajdy, Powidoki wymagały choć trochę agresji w realizacji. Było mi tak żal historii, serca, które włożył w grę Linda i pracy sztabu realizacyjnego, że sugeruję, by do Powidoków nie podchodzić i po prostu powtórzyć coś starszego z filmografii pana Andrzeja. Powidoki to prawdziwa walka ze snem.
Seans obejrzany w ramach
Czas trwania: 98 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Andrzej Wajda
Scenariusz: Andrzej Wajda, Andrzej Mularczyk
Obsada: Bogusław Linda, Aleksandra Justa, Bronisława Zamachowska, Krzysztof Pieczyński, Szymon Bobrowski
Zdjęcia: Paweł Edelman
Muzyka: Andrzej Panufnik