Początek może trochę przestraszyć. Autor Andrzej Klim podjął się misji ujęcia wielu detali produkcji, oprócz tego co rusz to sięga do korespondencji, przywołuje daty, relacje około planowe. Podróż z misją „na planie” rozpoczęła się od filmu Popiół i diament Wajdy i w pewnym momencie pomyślałem, że wypadałoby przypomnieć sobie seans (i kolejne omawiane), jeżeli pan Klim będzie dalej szedł drogą dokumentalisty, ale.. ale to wrażenie dość szybko mija. I nie wiem, czy kolejny rozdział był potrzebny do oswojenia się z formą książki, czy to język autora się zmienił. Odbyło się to tak płynnie, że chodzi raczej o to pierwsze.
Tak więc od Popiół i diament przechodzimy do Noża w wodzie i ponieważ debiut Polańskiego pamiętam wciąż doskonale, każda anegdota z planu była przez mnie czytana z uśmiechem na ustach. Potem idziemy przez trylogię Samych swoich wpadamy na statek w Rejsie. Tam w oparach alkoholu dobijamy do Ziemi obiecanej, by w końcu zastać Noce i dnie. Ale co to? To Miś i Seksmisja. Kończymy ponuro, bo Krótkim filmem o zabijaniu i Przesłuchaniem.
O niefrasobliwym Jerzym Bińczyckim. Relacje z kręcenia „Nocy i dni” (1975) Jerzego Antczaka.
„Otóż co weekend aktor wyjeżdżał do Krakowa, aby zobaczyć się z uwielbianą córką, ale również by pobiesiadować z kolegami ze Starego Teatru. W pewien listopadowy wieczór jednak zaszalał za bardzo i rankiem, kiedy zdyszany wpadł na peron, pociąg do Warszawy nabierał już rozpędu. Po szaleńczym pościgu udało się aktorowi wskoczyć na schodek przy drzwiach ostatniego wagonu. Ale drzwi były zablokowane, a że to pociąg pospieszny więc połowę drogi do Warszawy Bińczycki pokonał w przejmującym chłodzie, smagany deszczem ze śniegiem, zanim skład zatrzymał się na jakiejś stacji.”
Tak się kręciło to jednak nie tylko anegdoty. Na szczęście Andrzej Kim przyozdobił lekturę wspomnieniami aktorów grających w omawianych kultowych tytułach. To nie są wywiady, lecz krótkie przytoczone rozmowy nawiązujące do wydarzeń sprzed (najczęściej) kilkudziesięciu lat. Muszę przyznać, że po nieco mozolnym początku, wsiąkłem w lekturę aż do samego końca. To niesamowite (chociaż zdawałem sobie z tego oczywiście sprawę) jaką często wręcz tytaniczną pracą były okupione produkcje filmowe z PRL-u. I nie chodzi tu bynajmniej o wysiłek fizyczny. Walka z cenzurą, podchody około produkcyjne, problemy z budżetem, niechęć władzy i niemożność zdobycia najprostszych elementów do kręcenia danej sceny (w Misiu artykuł w gazecie z poszukiwaniem sobowtóra Ochódzkiego ukazał się nakładem prawdziwej gazety, gdyż filmowy twórca nie był w stanie zdobyć potrzebnego rekwizytu), a przede wszystkim masa, masa szczęścia.
Autor: Andrzej Klim
Ilość stron: 272
Oprawa: twarda
Za książkę dziękuję wydawnictwu PWN